Goście specjalni w ID WSR/WSTH 2010-2011
Moderatorzy: zielonyszerszen, s_wojtkowski
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Goście specjalni w ID WSR/WSTH 2010-2011
21/03/2010 (niedziela) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Marcin Wolski. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym sztuce pisania felietonów.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Marcin Wolski (ur. 22 lipca 1947 w Łodzi) – pisarz, dziennikarz i satyryk.
Ukończył historię na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w roku 1966 w piśmie Szpilki. Otrzymał wiele nagród za teksty satyryczne, a także był trzykrotnie nominowany do Nagrody im. Janusza A. Zajdla za satyryczne utwory fantastycznonaukowe. Wolski jest stałym felietonistą w "Gazecie Polskiej", "Wprost" i "Tygodniku Solidarność". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Wolnego Słowa.
Przez wiele lat współpracował z Programem 3 Polskiego Radia, gdzie od ok. 1974 r. do 13 grudnia 1981 prezentowana była audycja satyryczna "60 minut na godzinę". Obecnie tworzy cotygodniową audycję "ZSYP" w Programie 1 Polskiego Radia (emitowana od 1989 roku).
Większość napisanych przez Wolskiego tekstów doczekało się realizacji w postaci skeczy i cyklicznych słuchowisk radiowych. Najbardziej znane słuchowiska napisane przez Wolskiego to Laboratorium nr 8, Świnka oraz Matriarchat.
Opowiadanie Świnka stało się kanwą scenariusza polskiego filmu fabularnego z 1990 roku o tym samym tytule. W pomyśle na film Seksmisja można zauważyć związki z Matriarchatem Wolskiego.
W latach 1991-1993 był współautorem popularnego programu Polskie Zoo, później także szopek noworocznych, przedstawiających w krzywym zwierciadle polską scenę polityczną.
Od 21 lipca 2006 do 18 kwietnia 2007 dyrektor Programu I Polskiego Radia.
20 maja 2009 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".
Jego życiorys polityczny jest dosyć zawikłany i obfitujący w spektakularne zwroty. W latach 1975-1981 w PZPR, od 1980 sekretarz organizacji partyjnej Programu III PR. Podczas stanu wojennego zwolniony z pracy z zakazem zatrudnienia w mediach. Twórca opozycyjnego kabaretu objazdowego. W latach 1993-1995 był członkiem Rady ds. Mediów przy prezydencie Lechu Wałęsie. W 2005 roku był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.
Bibliografia
Cykle
Pies w studni
Pies w studni (superNOWA, 2000, ISBN 83-7054-140-2)
Rekonkwista (superNOWA, 2001, ISBN 83-7054-148-8)
Antybaśnie
Antybaśnie z 1001 dnia (superNowa, 2004, ISBN 83-7054-162-3)
Włóczędzy czasoprzestrzeni (SuperNOWA, 2005, ISBN 83-7054-169-0)
Trylogia optymistyczna
Nieprawe łoże (Wydawnictwo FRONDA 2006, ISBN 83-60335-80-X, Zysk i S-ka 2007, ISBN 978-83-7506-189-5)
Noblista (Zysk i S-ka 2008, ISBN 978-83-7506-165-9)
Kaprys historii (Zysk i S-ka 2009, ISBN 978-83-7506-355-4)
Powieści
Laboratorium nr 8 (w antologii Rok 3978, KAW, 1980, wznowione w zbiorze The Bestiarium)
Numer (KAW, 1982, wznowiony w zbiorze The Bestiarium)
Agent dołu (Wydawnictwo Literackie, 1988)
Piąty odcień zieleni (CIA-Books, 1991)
Bogowie jak ludzie (KAW, 1991, wznowienie: Solaris, 2004, ISBN 83-89951-03-7)
Krawędź snu (superNOWA, 1996, ISBN 83-7054-104-6)
Agent dołu. Diabelska dogrywka (superNOWA, 1996, ISBN 83-7054-097-X) - wznowienie z dodatkowym rozdziałem pt. Diabelska dogrywka
Według św. Malachiasza (superNOWA, 1999, ISBN 83-7054-128-3)
Alterland (WAB, 2003, ISBN 83-89291-18-5, WAB, 2005, ISBN 83-7414-091-7)
Ekspiacja (WAB, 2004, ISBN 83-7414-023-2)
Miejsce dla dwojga (WAB, 2005, ISBN 83-7414-083-6)
Zamach na Polskę (Solaris, 2005, ISBN 83-89951-27-4)
Klucz do Apokalipsy (Wydawnictwo Albatros 2007, ISBN 978-83-7359-446-3)
EuroDżihad (Zysk i S-ka 2008, ISBN 978-83-7506-234-2)
Agent dołu. Czarci pomiot (superNOWA 2009, ISBN 978-83-7578-019-2) - kolejne wznowienie Agenta dołu wraz z dodatkowymi rozdziałami Diabelska dogrywka, Agent góry i Czarci pomiot
Drugie życie (Zysk i S-ka 2009, ISBN 978-83-7506-421-6)
Zbiory opowiadań i nowele
60 minut na godzinę (Nasza Księgarnia, 1978, ISBN 83-10-08951-1, wznowione w zbiorze Wolski w shortach)
Żółw
Z lotu ptaka
Siła woli
Takie buty
Fotografia
Taksówka o północy
Płetwy
Muza
F.A.
Enklawa. Neomatriarchat. Świnka (1982, wznowione w zbiorze The Bestiarium)
Z przymrużeniem ucha. Tomik z wolszczyzną (1984, wznowione w zbiorze Wolski w shortach)
Jeden dzień
Epizod
Zimny warsztat
Zadziwiający przypadek fascynacji
Problem malarski
Urojenie
Zbrodniarz
Odżywka
Świadek koronny
Apokalipsa
Telefon
Wiem wszystko
Z pamiętnika młodego inżyniera
Szansa
Loteria
Szczepionka
Pies, przyjaciel człowieka
Labirynt
Tragedia "Nimfy 8" (w cyklu Stało się jutro, cz. 30, Nasza Księgarnia, 1987, ISBN: 83-10-08951-1, wznowine w zbiorze Wolskich w shortach)
Konfrontacja
Tragedia "Nimfy 8"
Matryca
Ludzie-Ryby
Przezorność
Masa krytyczna
Eksponat
Przestępstwo i wyrok
Wariant autorski
Mam prośbę, Jack...
Trzecia planeta
Noc bezprawia oraz inne szalone opowieści (superNOWA, 1997, ISBN 83-7054-117-8 )
Wideo Pana Boga
Na żywo
Dzień bezmięsny
Korektura
Poprawka z cudu
Noc bezprawia
Kabaret Nadredaktora (wybór najlepszych piosenek i tekstów kabaretowych, Nowy Świat, 2001)
The Bestarium (Solaris 2002, ISBN 83-88431-35-8 )
Świnka
Matriarchat
Laboratorium nr 8
Numer
Trzecia Najśmieszniejsza Kabaretu Nadredaktora cz. II (Nowy Świat, 2003)
Marcin Wolski w shortach (1): Kwadratura trójkąta (Solaris, 2003, ISBN 83-88431-73-0)
Opowiadania ze zbioru 60 minut na godzinę
Opowiadania ze zbioru Z przymrużeniem ucha. Tomik z wolszczyzną
Opowiadania ze zbioru Tragedia "Nimfy 8"
Kwadratura trójkąta
Marcin Wolski w shortach (2): Enklawa (Solaris, 2004, ISBN 83-88431-83-8 )
Enklawa
Baśnie dla bezsennych:
Omdlenie
Budka nr 7
Etyka zawodowa
Jedna z lepiej przeprowadzonych akcji
Największe zdarzenie od czasów Adama
Hobbysta
Party
Horrory na późne wieczory:
Alternatywa
Adventure Explorer
Operacja Heroda
Łapiszcze
Wirus
Dom specyficznej troski
Aktywacja
Za nic
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Marcin Wolski (ur. 22 lipca 1947 w Łodzi) – pisarz, dziennikarz i satyryk.
Ukończył historię na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w roku 1966 w piśmie Szpilki. Otrzymał wiele nagród za teksty satyryczne, a także był trzykrotnie nominowany do Nagrody im. Janusza A. Zajdla za satyryczne utwory fantastycznonaukowe. Wolski jest stałym felietonistą w "Gazecie Polskiej", "Wprost" i "Tygodniku Solidarność". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Wolnego Słowa.
Przez wiele lat współpracował z Programem 3 Polskiego Radia, gdzie od ok. 1974 r. do 13 grudnia 1981 prezentowana była audycja satyryczna "60 minut na godzinę". Obecnie tworzy cotygodniową audycję "ZSYP" w Programie 1 Polskiego Radia (emitowana od 1989 roku).
Większość napisanych przez Wolskiego tekstów doczekało się realizacji w postaci skeczy i cyklicznych słuchowisk radiowych. Najbardziej znane słuchowiska napisane przez Wolskiego to Laboratorium nr 8, Świnka oraz Matriarchat.
Opowiadanie Świnka stało się kanwą scenariusza polskiego filmu fabularnego z 1990 roku o tym samym tytule. W pomyśle na film Seksmisja można zauważyć związki z Matriarchatem Wolskiego.
W latach 1991-1993 był współautorem popularnego programu Polskie Zoo, później także szopek noworocznych, przedstawiających w krzywym zwierciadle polską scenę polityczną.
Od 21 lipca 2006 do 18 kwietnia 2007 dyrektor Programu I Polskiego Radia.
20 maja 2009 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".
Jego życiorys polityczny jest dosyć zawikłany i obfitujący w spektakularne zwroty. W latach 1975-1981 w PZPR, od 1980 sekretarz organizacji partyjnej Programu III PR. Podczas stanu wojennego zwolniony z pracy z zakazem zatrudnienia w mediach. Twórca opozycyjnego kabaretu objazdowego. W latach 1993-1995 był członkiem Rady ds. Mediów przy prezydencie Lechu Wałęsie. W 2005 roku był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.
Bibliografia
Cykle
Pies w studni
Pies w studni (superNOWA, 2000, ISBN 83-7054-140-2)
Rekonkwista (superNOWA, 2001, ISBN 83-7054-148-8)
Antybaśnie
Antybaśnie z 1001 dnia (superNowa, 2004, ISBN 83-7054-162-3)
Włóczędzy czasoprzestrzeni (SuperNOWA, 2005, ISBN 83-7054-169-0)
Trylogia optymistyczna
Nieprawe łoże (Wydawnictwo FRONDA 2006, ISBN 83-60335-80-X, Zysk i S-ka 2007, ISBN 978-83-7506-189-5)
Noblista (Zysk i S-ka 2008, ISBN 978-83-7506-165-9)
Kaprys historii (Zysk i S-ka 2009, ISBN 978-83-7506-355-4)
Powieści
Laboratorium nr 8 (w antologii Rok 3978, KAW, 1980, wznowione w zbiorze The Bestiarium)
Numer (KAW, 1982, wznowiony w zbiorze The Bestiarium)
Agent dołu (Wydawnictwo Literackie, 1988)
Piąty odcień zieleni (CIA-Books, 1991)
Bogowie jak ludzie (KAW, 1991, wznowienie: Solaris, 2004, ISBN 83-89951-03-7)
Krawędź snu (superNOWA, 1996, ISBN 83-7054-104-6)
Agent dołu. Diabelska dogrywka (superNOWA, 1996, ISBN 83-7054-097-X) - wznowienie z dodatkowym rozdziałem pt. Diabelska dogrywka
Według św. Malachiasza (superNOWA, 1999, ISBN 83-7054-128-3)
Alterland (WAB, 2003, ISBN 83-89291-18-5, WAB, 2005, ISBN 83-7414-091-7)
Ekspiacja (WAB, 2004, ISBN 83-7414-023-2)
Miejsce dla dwojga (WAB, 2005, ISBN 83-7414-083-6)
Zamach na Polskę (Solaris, 2005, ISBN 83-89951-27-4)
Klucz do Apokalipsy (Wydawnictwo Albatros 2007, ISBN 978-83-7359-446-3)
EuroDżihad (Zysk i S-ka 2008, ISBN 978-83-7506-234-2)
Agent dołu. Czarci pomiot (superNOWA 2009, ISBN 978-83-7578-019-2) - kolejne wznowienie Agenta dołu wraz z dodatkowymi rozdziałami Diabelska dogrywka, Agent góry i Czarci pomiot
Drugie życie (Zysk i S-ka 2009, ISBN 978-83-7506-421-6)
Zbiory opowiadań i nowele
60 minut na godzinę (Nasza Księgarnia, 1978, ISBN 83-10-08951-1, wznowione w zbiorze Wolski w shortach)
Żółw
Z lotu ptaka
Siła woli
Takie buty
Fotografia
Taksówka o północy
Płetwy
Muza
F.A.
Enklawa. Neomatriarchat. Świnka (1982, wznowione w zbiorze The Bestiarium)
Z przymrużeniem ucha. Tomik z wolszczyzną (1984, wznowione w zbiorze Wolski w shortach)
Jeden dzień
Epizod
Zimny warsztat
Zadziwiający przypadek fascynacji
Problem malarski
Urojenie
Zbrodniarz
Odżywka
Świadek koronny
Apokalipsa
Telefon
Wiem wszystko
Z pamiętnika młodego inżyniera
Szansa
Loteria
Szczepionka
Pies, przyjaciel człowieka
Labirynt
Tragedia "Nimfy 8" (w cyklu Stało się jutro, cz. 30, Nasza Księgarnia, 1987, ISBN: 83-10-08951-1, wznowine w zbiorze Wolskich w shortach)
Konfrontacja
Tragedia "Nimfy 8"
Matryca
Ludzie-Ryby
Przezorność
Masa krytyczna
Eksponat
Przestępstwo i wyrok
Wariant autorski
Mam prośbę, Jack...
Trzecia planeta
Noc bezprawia oraz inne szalone opowieści (superNOWA, 1997, ISBN 83-7054-117-8 )
Wideo Pana Boga
Na żywo
Dzień bezmięsny
Korektura
Poprawka z cudu
Noc bezprawia
Kabaret Nadredaktora (wybór najlepszych piosenek i tekstów kabaretowych, Nowy Świat, 2001)
The Bestarium (Solaris 2002, ISBN 83-88431-35-8 )
Świnka
Matriarchat
Laboratorium nr 8
Numer
Trzecia Najśmieszniejsza Kabaretu Nadredaktora cz. II (Nowy Świat, 2003)
Marcin Wolski w shortach (1): Kwadratura trójkąta (Solaris, 2003, ISBN 83-88431-73-0)
Opowiadania ze zbioru 60 minut na godzinę
Opowiadania ze zbioru Z przymrużeniem ucha. Tomik z wolszczyzną
Opowiadania ze zbioru Tragedia "Nimfy 8"
Kwadratura trójkąta
Marcin Wolski w shortach (2): Enklawa (Solaris, 2004, ISBN 83-88431-83-8 )
Enklawa
Baśnie dla bezsennych:
Omdlenie
Budka nr 7
Etyka zawodowa
Jedna z lepiej przeprowadzonych akcji
Największe zdarzenie od czasów Adama
Hobbysta
Party
Horrory na późne wieczory:
Alternatywa
Adventure Explorer
Operacja Heroda
Łapiszcze
Wirus
Dom specyficznej troski
Aktywacja
Za nic
Ostatnio zmieniony 02 lis (śr) 2011, 18:33:12 przez s_wojtkowski, łącznie zmieniany 6 razy.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Bianka Siwińska w ID WSR/WSTH 11/04/2010
11/04/2010 (niedziela) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościła będzie Bianka Siwińska. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym wywiadowi prasowemu.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 12:00-15:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Bianka Siwińska pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika Perspektywy. Jest przedstawicielką młodego pokolenia dziennikarzy, którzy mają już znaczący dorobek zawodowy. Pozostaje aktywna nie tylko na polu dziennikarstwa; inicjuje i angażuje się w różne społeczne projekty, najczęściej bliskie edukacji, np. ostatnio wymyśliła i szefuje akcji "Dziewczyny na Politechniki" ( http://www.dziewczynynapolitechniki.pl/ ).
Bianka Siwińska jest też autorka książki "Education goes global. Strategie internacjonalizacji szkolnictwa wyższego", w której jako pierwsza w Polsce, podjęła się próby ujęcia procesu internacjonalizacji szkolnictwa wyższego w perspektywie globalnej (na przykładzie głównie Niemiec i innych krajów, jak Wielka Brytania, Australia, Chiny i Malezja, analizuje czynniki prowadzące do ważnych przełomów owocujących zdynamizowaniem procesu internacjonalizacji edukacji – procesu, będącego obiektem polityki na poziomie danego państwa).
(Wybrane) wywiady & rozmowy Bianki Siwińskiej
O "Wojnie polsko-ruskiej..."
[wywiad z Dorotą Masłowską]
http://www.***SPAM***.pl/ ... wiady.html
Katolicy nie są amebami
[wywiad z Szymonem Hołownią*]
Jak tak tu sobie siedzimy w dwójkę, to siedzą też tu z nami nasze Anioły Stróże? Tak faktycznie – niemetaforycznie?
Siedzą. Ale, to nie jest tak, że ja będą teraz Panią przekonywał, że one tu faktycznie są. Myślę, że tak jest, ale to właśnie jest wiara. Nie wiem tego na sto procent.
A jak tak siedzą, to co robią? Też rozmawiają?
Niestety nie mam pojęcia, czym się w tej chwili zajmują, bo nigdy ich nie widziałem. Pan Bóg tak robi, że różne cuda, objawienia zdarzają się głównie pastuszkom i jakimś prostaczkom nieletnim, natomiast starym ludziom w moim wieku to się już nie zdarza.
W szkole to ludzi nie niepokoiło, że Pan taki strasznie religijny jest?
Trochę ich niepokoiło, a trochę ciekawiło. Bo ja byłem takim osobnym bytem i nie wiedzieli za bardzo jak to jeść i z czym. Z jednej strony podchodzili zafascynowani, z drugiej uciekali w popłochu krzycząc: Co za czarny dewiant!
Nigdy nie zbuntował się Pan przeciwko wierze, nawet w tym okresie, kiedy młodzi ludzie dojrzewając dużo kwestionują, zastanawiają się...?
Też miałem w sobie okres takiego buntu – jednak nie przeciwko wierze. W wyniku różnych poszukiwań buntowałem się raczej przeciwko światu, w którym żyje. Przeżyłem bunt świecki. Byłem przekonany, że choć radzę sobie z tym światem całkiem dobrze, umiem robić to wszystko, czego się ode mnie tutaj oczekuje, to tak naprawdę kręci mnie inny świat, karmelitański świat dzieciątka Jezus.
Karmelitański świat dzieciątka Jezus?!
Świat pewnego typu duchowości, świat wirtualny, który sobie wytworzyłem i w którym długie lata żyłem. Aż się okazało, że nie tędy droga. Że Bóg jest gdzie indziej...
I gdzie był Bóg?
Na początku drogi Bóg był dla mnie konceptem, zbiorem idei, światopoglądem, moralnością. Aby dojść do mojej dzisiejszej wiary musiałem zrozumieć dwie rzeczy: po pierwsze, uświadomić sobie, że, jak to sugerował David Lynch w Miasteczku Twin Peaks: „sowy nie zawsze są tym, czym się wydają”. To znaczy, że świat jest czymś innym niż to, co ja sądzę na jego temat. Świat jest bardzo obiektywny. A druga sprawa – najważniejsza, to dojście do prawdy, że Bóg nie jest ideą – Bóg jest osobą.
Ale jak to „osobą”?
To znaczy, że posiada myśli, posiada uczucia, kocha, tęskni, jest w stanie dbać o mnie. Że ja mogę o niego dbać. Że jesteśmy w relacji. I o to tu chodzi.
Jest takim jakby drugim człowiekiem?
Nie do końca – on jest doskonałą osobą. Jest samą doskonałością. Że nie ma takiej szczeliny, w którą mogłaby się wcisnąć niedoskonałość.
A czy my, tacy koślawi i niedoskonali, możemy sobie w ogóle taką doskonałą doskonałość pojąć?
Jak ja sobie wyobrażam doskonałość Boga, to to jest taka pokorna doskonałość. Że nie jest taki doskonały na zasadzie, że zaraz będzie zarządzał całym interesem, tylko jest bardzo pokorny w tym. Myślę, że Bóg taki jest.
Przyznam, że dziwnie mi się rozmawia z Panem o Bogu jako kimś, czymś, co jest – elemencie namacalnej rzeczywistości… Ciekawi mnie więc, co Pan sobie myśli spotykając na swojej drodze w związku z rosnącą popularnością, z udziałem w show Mam talent. Coraz więcej takich Kub Wojewódzkich, zdeklarowanych ateuszy, niedowiarków, którzy przed księdzem uciekają z krzykiem, a do Pana nie boją się podejść i zagadnąć.
Potwierdza mi się to, co zawsze myślałem. Że choć polski katolicyzm jest często bardzo powierzchowny, to w większości ludzi w tym kraju jest wciąż pytanie o religię. Pytanie o wiarę. To nie musi być pytanie zinstytucjonalizowane, to nie musi być pytanie, na które szuka się odpowiedzi w Kościele, ale to pytanie gdzieś tam w ludziach jest. Poza grupami religijnymi nie ma raczej przypadku, żeby ludzie rozmawiali ze sobą o wierze, o Bogu, o sprawach ostatecznych.
Bo nie ma z kim rozmawiać. Ksiądz, czy nawet mnich, nie są partnerami dla tych osób, które od Kościoła są dalej, albo i nawet bardzo daleko.
To powinni być tacy świeccy, którzy będą w ten sposób rozmawiać...
Czuje się Pan takim świeckim, do rozmów o wierze, tam gdzieś na odległych rubieżach Kościoła, gdzie porządny duchowny nie ma zwyczaju się zapuszczać?
No może troszkę. To nie jest też tak, że ja chce sobie brać na barki niewiadomo jaką misję. Chciałbym najwyżej przetrzeć pewne szlaki.
Niemniej jest Pan obecnie w miejscu, w którym Pan jest. Z którego mówi Pan o sprawach duchowych, religijnych językiem, jakim się do tej pory o tym nie mówiło. Przynajmniej w Polsce. Zyskał Pan nawet – w kręgach skrajnie prawicowych niechlubny przydomek Pierwszego Popkatolika RP...
Niesprawiedliwie zresztą. Nie jestem popkatolikiem. Natomiast próbuję stworzyć język popteologiczny, czyli popularny język do rozmów o wierze. Popularny to znaczy taki, który ludzie zrozumieją. Który nie majstruje przy fundamencie, tylko zmienia formę. Nie mówi, że ten cukierek jest niesmaczny, czy bez sensu, tylko przepakowuje go w inny papierek. W papierek, w którym może zainteresować także inną grupę ludzi.
Papierek ten czasem może budzić kontrowersje. Pisze Pan w swoich felietonach np. z sympatią o Dexterze – serialu o psychopacie. Czy porządnemu katolikowi przystoi zachłystywać się tragikomedią widzianą z perspektywy seryjnego mordercy? Co z „Nie zabijaj”?
Bez przesady, nie jesteśmy jakimiś bladymi amebami jako chrześcijanie. Dexter to po prostu dobry serial z dobrze napisaną psychologicznie postacią. Nie jest to film sławiący zabijanie jako takie. On pokazuje kawałek rzeczywistości i daje do myślenia. Tak samo jak moje dwa absolutne hity: Dr House i Sześć stóp pod ziemią. To są rzeczy ostre, mocne i zmuszające do refleksji. Taki Dr House dokonuje np. również nie zawsze chrześcijańskich wyborów: narkotyzuje się, namawia do aborcji, próbuje dawać łapówki, chce przelecieć siedemnastolatkę...
No ale czy to po chrześcijańsku lubić takiego bohatera?
Nie popadajmy w paranoję. To nie jest tak, że chrześcijanie mają oglądać tylko filmy o świętych i męczennikach. Nie jesteśmy przecież idiotami. A oglądamy takie rzeczy nie po to, aby je naśladować, ale po to, aby się czegoś dowiedzieć.
A co na to Kościół?
Kościół nie jest neurotyczną starszą panią, która widzi we wszystkim obrazę, zgorszenie i zagrożenie. To Kościół nie lęku, lecz nadziei. I nie jest od tego, aby oceniał wszystko z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej. A Pani by chciała, żeby trząsł się nad najdrobniejszym przejawem popkultury i stawiał pieczątki: Zgodne lub Niezgodne?
Nie to, że bym chciała. Mimo wszystko mam czasem wrażenie, że Kościół lubi się takimi rzeczami zajmować. Np. dopatrywać pogańskich, niebezpiecznych treści w Harrym Potterze. Czy to może jest jakiś inny Kościół, o którym mówimy?
Kościół jest jeden – katolicki i powszechny. I szalenie przez to też różnorodny przy wspólnych podstawach. Mieści się w nim i Ojciec Rydzyk i inne, czasem kontrowersyjne postaci, mimo, że mówią różne dziwne rzeczy… ja też się w nim mieszczę, bardzo dobrze, ze wszystkimi kończynami, głową i jęzorem.
* Szymon Hołownia, ur. się w 1976 r. w Białymstoku. Dziennikarz i publicysta zajmujący się tematyką religijną. Współpracował z wieloma redakcjami prasowymi, prowadził w TVP1 program "Po prostu pytam". Obecnie publicysta Newsweek Polska i dyrektor programowy Religia tv. Laureat nagrody Ślad im. bp. Jana Chrapka 2007 i nagrody Grand Press 2006 w kategorii wywiad. Autor książek "Kościół dla średniozaawansowanych", "Tabletki z krzyżykiem", zbioru wywiadów "Ludzie na walizkach".
Nowy Świat z okien Harvardu
[rozmowa z Le Van*]
- Jak taka mała, polska Wietnamka dostała się na najlepszą uczelnię świata?
- Sama nie wiem. Jak 1 kwietnia otrzymałam list z zawiadomieniem o przyjęciu mnie na Harvard i przydzieleniu mi stypendium w wysokości 48 tys. dolarów rocznie, to myślałam, że to żart primaaprilisowy...
- A potem?
- A potem byłam bardzo, bardzo szczęśliwa. I tak mi już zostało.
- Co było najtrudniejsze?
- Aplikowanie na amerykańskie uczelnie jest w ogóle szalenie skomplikowane i męczące. Tak samo szukanie informacji na ten temat. Żeby zorientować się w temacie, siedziałam w internecie całe poprzednie wakacje.
- Od czego najlepiej zacząć?
- Dobrym miejscem na początek poszukiwań jest Fundacja Fulbrighta w Warszawie (ul. Nowy Świat 4). A z miejsc internetowych bez wątpienia strona www.collegeboard.com. Ważne żeby nie zniechęcać się tysiącami linków i odnośników, tylko metodycznie przez to wszystko przechodzić. Z cierpliwością.
- Jak wyglądało Twoje gromadzenie dokumentów?
- Musiałam zdać test SAT, coś w rodzaju amerykańskiej matury.
SAT składa się z części językowej i matematycznej. Ta językowa, nawet przy bardzo dobrej znajomości angielskiego, jest trudna. Trzeba napisać wypracowanie i odpowiedzieć na pytania do tekstu. Słówka, które się tam pojawiają, są bardzo rzadkie. Część matematyczna jest banalnie prosta i poradziłby sobie z nią przeciętny uczeń II klasy szkoły średniej.
- I to wystarcza jako potwierdzenie znajomości angielskiego?
- Zależy. Na ogół trzeba mieć jeszcze zdanego TOEFLa. Popularne u nas certyfikaty brytyjskie jak FCE, CAE nie są uznawane. W moim przypadku było tak, że w liceum wykładowym językiem był angielski, więc zwolniono mnie z wymogu dostarczenia TOEFLa, ale to już trzeba załatwiać indywidualnie z uczelnią.
- Czego jeszcze wymagano na Harvardzie?
- Na wszystkie uczelnie trzeba dostarczyć jedną lub dwie rekomendacje od nauczycieli. I nie wiesz, co tam ci napiszą, bo są one bezpośrednio wysyłane ze szkoły. Trzeba też wysłać oceny z ostatniego semestru.
No i napisać jeden lub dwa eseje - czasem na temat zadany przez uczelnię, czasem na zupełnie dowolny. Jest to bardzo ważna część aplikacji, gdyż tu możesz pokazać się z trochę innej strony. Możesz opowiedzieć, czym się interesujesz, jakie masz pomysły na przyszłość, jakim jesteś człowiekiem. Ludzi z dobrymi stopniami na najlepsze uczelnie jest multum. Tu chodzi o to, aby się wyróżnić i przekonać komisję, że właśnie ty wniesiesz jakieś nowe wartości w życie uczelni.
- I o czym był Twój esej, który musiał zachwycić komisję?
- Pisałam o sobie jako Wietnamce mieszkającej od piątego roku życia w Polsce i o związanych z tym doświadczeniach. Pisałam też o mojej aktywności na rzecz wietnamskiej społeczności, o tym, jak poprzez wieloletni udział w działalności tradycyjnego, folklorystycznego zespołu wietnamskiego propaguję tę kulturę tutaj. Starałam się pokazać siebie jako osobę ciekawą właśnie przez kontekst tak różnych kultur, w których wyrosłam i które w jakiś sposób spajają się, przenikają w mojej osobie.
- A co ma zrobić ktoś, kto nie ma tak ciekawego pochodzenia?
- W tym eseju nie chodzi o to, aby się maksymalnie wyróżniać, tylko umieć dobrze sprzedać to, kim się jest.
- Czy ktoś sprawdzał Ci esej pod względem poprawności językowej?
- Nie. Myślę, że jak ktoś ubiega się o przyjęcie na dobrą, amerykańską uczelnię, to nie robi już błędów gramatycznych czy ortograficznych. Błędy leksykalne są natomiast, jak podejrzewam, dopuszczalne w esejach obcokrajowców.
- Przy okazji, gdzie tak dobrze nauczyłaś się języka?
- W szkole. Nigdy nie wyjeżdżałam na kursy do krajów anglojęzycznych. Na pewno świetnym patentem na naukę jest szkoła z międzynarodową maturą, jak Kopernik, gdzie wszystkiego uczyliśmy się po angielsku.
- Najlepsze uczelnie w Stanach, te z tzw. Ligi Bluszczowej przeprowadzają także rozmowy z kandydatami.
- Tak. Harvard ma listę swoich absolwentów w każdym kraju, do których można się zgłaszać na rozmowę kwalifikacyjną. Odbywa się ona w języku angielskim. Potem absolwenci opisują swoje wrażenia i przemyślenia na temat kandydata i wysyłają do uczelni. Mój interlokutor był prawnikiem, Amerykaninem. Pytania zadawał raczej sztampowe, typu: dlaczego Harvard?, co zamierzam robić w przyszłości? Ciekawie było jedynie wtedy, kiedy weszliśmy na temat konfliktu amerykańsko-wietnamskiego...
- Może to faktycznie sztampowe pytanie, ale dlaczego zdecydowałaś się na Harvard?
- Byłam zdeterminowana, żeby jechać do Stanów. Chciałam poznawać świat - Nowy Świat i wyjechać z Polski, gdzie szanse na dobrą pracę, zwłaszcza dla kogoś z azjatyckim pochodzeniem, są raczej średnie. Myślałam realistycznie, że dostanę się do jakiegoś college'u, czy państwowego uniwersytetu, ale postanowiłam mimo wszystko zapukać także do drzwi tych najlepszych uczelni. Cieszyło mnie też samo składanie aplikacji, bo wiedziałam, że tam w Harvardzie to czytają i wiedzą, że jest w Polsce taka osoba jak ja.
- Łatwo było zdobyć stypendium?
- Harvard nie był jedyną uczelnią, na którą składałam papiery. Było ich dziesięć w Stanach i trzy w Wielkiej Brytanii. Dostałam się wszędzie, ale nigdzie nie zaproponowano mi takich warunków finansowych, jak na Harvardzie. Im bardzo zależy na studentach z zagranicy, starają się stworzyć klimat wielokulturowy. Dlatego, jak już kogoś wybiorą, to oferują mu bardzo hojne stypendia. Mnie zwolnili z czesnego i dali środki na całkowite utrzymanie i odzież zimową. Bo teoretycznie jestem Wietnamką i takie mam obywatelstwo, a w Wietnamie nie ma w ogóle zimy.
- Dzięki za rozmowę i powodzenia w Nowym Świecie!
* Le Van to maturzystka AD 2009, która rozpoczęła studia na Harvardzie
Cel jest wspólny
[wywiad z Carmen Ruffer*]
Po pierwsze - dziękujemy za inspirację. Bo to właśnie pod wrażeniem niemieckiego "Girl's Day" po raz pierwszy pomyśleliśmy o zorganizowaniu akcji promującej studia techniczne wśród dziewczyn w Polsce. Ciekawi mnie, co Was z kolei zainspirowało. Jakie były początki inicjatywy "Girl's Day" w Bielefeld a potem w całych Niemczech?
Pierwsze impulsy przyszły z sieci kobiet związanych z naukami technicznymi. Im z kolei kierunek działania podpowiedziała amerykańska akcja "Take-Our-Daughters-To-Work-Day", w ramach której uczennice zwalniane były z zajęć szkolnych aby towarzyszyć ojcom w ich dniu pracy. Jednak w odróżnieniu od amerykańskiego wzorca, nasza akcja koncentruje się wyłącznie na zawodach technicznych i bliskich technice oraz na temacie kobiet jako przedsiębiorców i liderów w miejscu pracy.
A jak powstała sama nazwa - "Girl's Day"?
Nazwę wybierały spośród naszych propozycji dziewczyny w wieku 10-15 lat. "Girl's Day" - krótka i lekka - najbardziej przypadła im do gustu.
W tym roku odbędzie się już ósma edycja "Girl's Day". Co do tej pory udało się osiągnąć?
Liczba studentek pierwszego roku na uczelniach technicznych wzrosła w tym czasie o 13 proc., także w przypadku najtrudniejszych studiów - tych związanych z elektroniką oraz obróbką metali. Uważam to za nasz wielki sukces! Ponad 4 proc. dziewczynek od klasy piątej wzwyż deklaruje, że myśli w przyszłości o praktyce w instytucji, którą poznały w trakcie "Girl's Day". Część instytucji badawczych i przedsiębiorstw już teraz zatrudnia uczestniczki poprzednich edycji. Jak widać, osiągnięć jest sporo, ale mamy jeszcze wiele do zrobienia. W dalszym ciągu połowa wszystkich dziewcząt wybiera zawód spośród grupy dziesięciu - głównie opiekuńczych - wśród których nie ma zawodów technicznych. Chcemy to zmienić.
Czy "Girl's Day" jest inicjatywą feministyczną?
My widzimy go raczej jako inicjatywę, przy której angażują się różnorodne grupy społeczne w celu wspierania politycznego celu równości szans. Obok organizacji typowo kobiecych pomagają nam prestiżowe stowarzyszenia związane z gospodarką, biznesem i związkami zawodowymi. Wspiera go też Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Spraw Społecznych, zaangażowane są także środki Europejskiego Funduszu Socjalnego. Dlatego myślę, że postrzeganie "Girl's Day" jako inicjatywy feministycznej mocno zawęża perspektywę i nie oddaje jednoczącego charakteru tej akcji.
Z jakim przyjęciem spotkał się pierwszy "Girl's Day"? Czy idea zachęcania dziewczyn do zawodów technicznych została od razu zrozumiana i zaakceptowana?
Miały miejsce, rzecz jasna, liczne dyskusje. Nie wszyscy od początku w stu procentach akceptowali nasz sposób myślenia. Sporo cierpliwości wymagało zwłaszcza przekonanie samych szkół średnich. Ale każdy kolejny "Girl's Day" przełamywał kolejne lody - przy tej okazji nie tylko dziewczynki, ale też nauczyciele i dyrektorzy szkół czegoś się uczyli. Generalnie trzeba jednak podkreślić, że idea "Girl's Day", ku naszemu zdziwieniu, spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem. Wiele drzwi od początku było otwartych. Odzew instytucji przyjmujących dziewczynki jest od lat bardzo duży, a media wręcz zachłystują się informacjami o naszym projekcie.
Jakie jest najtrudniejsze pytanie, jakie zadają wam dziennikarze?
Dziennikarze często pytają nas o miejsce chłopców w tym wszystkim - co oni mają oni robić w trakcie "Girl's Day". Od początku akcji radziłyśmy więc, jak sensownie zorganizować im czas, aby mogli oni poszerzyć swoje kompetencje społeczne i poznać nowe zawody. Od 2005 działa w Niemczech akcja "Neue Wege fur Jungs" (Nowe drogi dla chłopaków). Wspiera ona chłopców w poszerzaniu ich spektrum wyboru o zawody tradycyjnie postrzegana jako kobiece - opiekuńcze, społeczne. Tak jak są dziewczynki, które nie idą na studia techniczne, bo nie są do tego specjalnie zachęcane, a sprawdziłby się tam świetnie, tak samo istnieją chłopcy - urodzeni nauczyciele, pielęgniarze, pedagodzy, którzy mijają się z powołaniem, bo zawody te im samym i ich środowisku wydają się niedostatecznie "męskie".
Czy "Girl's Day" ma już swoje stałe miejsce w świadomości społecznej - i w kalendarzu wydarzeń eduakcyjnych?
Tak, w ostatanich latach "Girl's Day" ku naszej satysfakcji w dużym stopniu stał się jednym z filarów procesu orientacji zawodowej dziewcząt. Świetne jest to, że dziewczynki od piątej klasy w górę mogą co roku powtarzać to doświadczenie, aż do matury. I dzięki temu mają możliwość poznania różnorodnych dziedzin nauk technicznych, rozmaitych instytucji i, w konsekwencji, dokonania lepszego, bardziej świadomego wyboru zawodu.
Co uważacie za swój największy sukces?
Naszym największym sukcesem i radością są młode kobiety, które dzięki naszej akcji znalazły dla siebie insirujący i rozwojowy zawód. Jest ich w tej chwili już bardzo dużo. Dzięki "Girl's Day" zrozumiały, że są mile widziane na uczelniach technicznych i w przedsiębiorstwach związanych z branżą, nawet jeżeli w większości przeważają tam w tej chwili mężczyźni. Dla części z nich zawód inżyniera stał się zawodem marzeń. Wiele firm zaczęło też doceniać kobiety jako współpracowniczki i więcej ich zatrudniać. Dzięki takim akcjom jak "Girl's Day" zmienia się kultura przedsiębiorstw, promując w większym stopniu różnorodność i równouprawnienie.
W jakim kierunku akcja Wasza będzie się rozwijać? Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Chcemy w większym niż dotychczas stopniu skupić się na rodzicach. Oni odgrywają przecież ogromną rolę w procesie orientacji zawodowej młodych kobiet. Bardzo ważne jest więc ich podejście do problemu. Chciałybyśmy także powtorzyć europejski konkurs dla Dziewczyn - Wynalazców. W pierszej edycji konkursu "Wizja 2027 - Odkryj swoją przyszłość" młode uczestniczki mówiły o swoich pomysłach na wynalazki techniczne, które mają za zadanie uczynić nasze życie piękniejszym, łatwiejszym i bardziej ekologicznym, jak np. pokój, który sam się sprząta, alternatywne typy silnika, czy nowy rodzaj przyjaznego środowisku kapsla. Ich niezwykła kreatywność zrobiła na nas ogromne wrażenie.
Jak daleko sięgają wpływy "Girl's Day" poza granice Niemiec?
"Girl's Day" organizowany jest także w Luksemburgu, w Holandii i w Austrii. Podobne akcje mają miejsce także w Szwajcarii, w Lichtensteinie a wkrótce także w Hiszpanii. Niezależnie od szyldu, pod jakim akcje się odbywają i ich narodowej specyfiki, naszym wspólnym celem jest informowanie dziewcząt o szerokim spektrum dostępnych im zawodów oraz uwalnianie ich wyboru od obciążenia tradycyjnego podejścia do podziału ról w społeczeństwie.
Słowo do polskiej akcji "Dziewczyny na politechniki" tuż przed startem?
Życzymy wszystkim uczelniom biorącym udział w akcji, Fundacji "Perspektywy" i przede wszystkim polskim dziewczynom, dla których akcja ta jest przeznaczona wszystkiego najlepszego, wielu sukcesów i dobrych inspiracji. I do dziewczyn jeszcze: nie dajcie sobie wmówić, że są jakieś ograniczenia, odważnie sięgajcie po to, co sobie tylko wymarzycie. Świat stoi przed Wami otworem.
Dziękuję za słowa otuchy i rozmowę.
* Carmen Ruffer jest kierowniczką niemieckiej inicjatywy "Girl's Day - Maedchen Zukunftstag". Niemiecki "Girl's Day - Maedchen Zukunftstag" (dzień przyszłości dziewcząt) organizowany jest od 2001 roku. Od akcji Dziewczyny na politechniki! różni się tym, że oprócz uczelni technicznych Dzień Otwarty w jego ramach organizują także przedsiębiorstwa z branż technicznych i instytucje badawcze. Do tej pory wzięło w nim udział ponad 650 tysięcy uczennic szkół średnich. Gościło je ponad 8 tysięcy instytucji. Inicjatywa ta wspierana jest przez liczne instytucje państwowe i prywatne, m.in.: Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Spraw Społecznych oraz Unię Europejską. Projekt kordynowany jest przez Verein Kompetenzzentrum Technik-Diversity-Chancengleichheit, z centralą w Bielefeld, oraz 300 regionalnych kół roboczych w całym kraju. W tym roku "Girl's Day" odbędzie się 24 kwietnia.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 12:00-15:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Bianka Siwińska pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika Perspektywy. Jest przedstawicielką młodego pokolenia dziennikarzy, którzy mają już znaczący dorobek zawodowy. Pozostaje aktywna nie tylko na polu dziennikarstwa; inicjuje i angażuje się w różne społeczne projekty, najczęściej bliskie edukacji, np. ostatnio wymyśliła i szefuje akcji "Dziewczyny na Politechniki" ( http://www.dziewczynynapolitechniki.pl/ ).
Bianka Siwińska jest też autorka książki "Education goes global. Strategie internacjonalizacji szkolnictwa wyższego", w której jako pierwsza w Polsce, podjęła się próby ujęcia procesu internacjonalizacji szkolnictwa wyższego w perspektywie globalnej (na przykładzie głównie Niemiec i innych krajów, jak Wielka Brytania, Australia, Chiny i Malezja, analizuje czynniki prowadzące do ważnych przełomów owocujących zdynamizowaniem procesu internacjonalizacji edukacji – procesu, będącego obiektem polityki na poziomie danego państwa).
(Wybrane) wywiady & rozmowy Bianki Siwińskiej
O "Wojnie polsko-ruskiej..."
[wywiad z Dorotą Masłowską]
http://www.***SPAM***.pl/ ... wiady.html
Katolicy nie są amebami
[wywiad z Szymonem Hołownią*]
Jak tak tu sobie siedzimy w dwójkę, to siedzą też tu z nami nasze Anioły Stróże? Tak faktycznie – niemetaforycznie?
Siedzą. Ale, to nie jest tak, że ja będą teraz Panią przekonywał, że one tu faktycznie są. Myślę, że tak jest, ale to właśnie jest wiara. Nie wiem tego na sto procent.
A jak tak siedzą, to co robią? Też rozmawiają?
Niestety nie mam pojęcia, czym się w tej chwili zajmują, bo nigdy ich nie widziałem. Pan Bóg tak robi, że różne cuda, objawienia zdarzają się głównie pastuszkom i jakimś prostaczkom nieletnim, natomiast starym ludziom w moim wieku to się już nie zdarza.
W szkole to ludzi nie niepokoiło, że Pan taki strasznie religijny jest?
Trochę ich niepokoiło, a trochę ciekawiło. Bo ja byłem takim osobnym bytem i nie wiedzieli za bardzo jak to jeść i z czym. Z jednej strony podchodzili zafascynowani, z drugiej uciekali w popłochu krzycząc: Co za czarny dewiant!
Nigdy nie zbuntował się Pan przeciwko wierze, nawet w tym okresie, kiedy młodzi ludzie dojrzewając dużo kwestionują, zastanawiają się...?
Też miałem w sobie okres takiego buntu – jednak nie przeciwko wierze. W wyniku różnych poszukiwań buntowałem się raczej przeciwko światu, w którym żyje. Przeżyłem bunt świecki. Byłem przekonany, że choć radzę sobie z tym światem całkiem dobrze, umiem robić to wszystko, czego się ode mnie tutaj oczekuje, to tak naprawdę kręci mnie inny świat, karmelitański świat dzieciątka Jezus.
Karmelitański świat dzieciątka Jezus?!
Świat pewnego typu duchowości, świat wirtualny, który sobie wytworzyłem i w którym długie lata żyłem. Aż się okazało, że nie tędy droga. Że Bóg jest gdzie indziej...
I gdzie był Bóg?
Na początku drogi Bóg był dla mnie konceptem, zbiorem idei, światopoglądem, moralnością. Aby dojść do mojej dzisiejszej wiary musiałem zrozumieć dwie rzeczy: po pierwsze, uświadomić sobie, że, jak to sugerował David Lynch w Miasteczku Twin Peaks: „sowy nie zawsze są tym, czym się wydają”. To znaczy, że świat jest czymś innym niż to, co ja sądzę na jego temat. Świat jest bardzo obiektywny. A druga sprawa – najważniejsza, to dojście do prawdy, że Bóg nie jest ideą – Bóg jest osobą.
Ale jak to „osobą”?
To znaczy, że posiada myśli, posiada uczucia, kocha, tęskni, jest w stanie dbać o mnie. Że ja mogę o niego dbać. Że jesteśmy w relacji. I o to tu chodzi.
Jest takim jakby drugim człowiekiem?
Nie do końca – on jest doskonałą osobą. Jest samą doskonałością. Że nie ma takiej szczeliny, w którą mogłaby się wcisnąć niedoskonałość.
A czy my, tacy koślawi i niedoskonali, możemy sobie w ogóle taką doskonałą doskonałość pojąć?
Jak ja sobie wyobrażam doskonałość Boga, to to jest taka pokorna doskonałość. Że nie jest taki doskonały na zasadzie, że zaraz będzie zarządzał całym interesem, tylko jest bardzo pokorny w tym. Myślę, że Bóg taki jest.
Przyznam, że dziwnie mi się rozmawia z Panem o Bogu jako kimś, czymś, co jest – elemencie namacalnej rzeczywistości… Ciekawi mnie więc, co Pan sobie myśli spotykając na swojej drodze w związku z rosnącą popularnością, z udziałem w show Mam talent. Coraz więcej takich Kub Wojewódzkich, zdeklarowanych ateuszy, niedowiarków, którzy przed księdzem uciekają z krzykiem, a do Pana nie boją się podejść i zagadnąć.
Potwierdza mi się to, co zawsze myślałem. Że choć polski katolicyzm jest często bardzo powierzchowny, to w większości ludzi w tym kraju jest wciąż pytanie o religię. Pytanie o wiarę. To nie musi być pytanie zinstytucjonalizowane, to nie musi być pytanie, na które szuka się odpowiedzi w Kościele, ale to pytanie gdzieś tam w ludziach jest. Poza grupami religijnymi nie ma raczej przypadku, żeby ludzie rozmawiali ze sobą o wierze, o Bogu, o sprawach ostatecznych.
Bo nie ma z kim rozmawiać. Ksiądz, czy nawet mnich, nie są partnerami dla tych osób, które od Kościoła są dalej, albo i nawet bardzo daleko.
To powinni być tacy świeccy, którzy będą w ten sposób rozmawiać...
Czuje się Pan takim świeckim, do rozmów o wierze, tam gdzieś na odległych rubieżach Kościoła, gdzie porządny duchowny nie ma zwyczaju się zapuszczać?
No może troszkę. To nie jest też tak, że ja chce sobie brać na barki niewiadomo jaką misję. Chciałbym najwyżej przetrzeć pewne szlaki.
Niemniej jest Pan obecnie w miejscu, w którym Pan jest. Z którego mówi Pan o sprawach duchowych, religijnych językiem, jakim się do tej pory o tym nie mówiło. Przynajmniej w Polsce. Zyskał Pan nawet – w kręgach skrajnie prawicowych niechlubny przydomek Pierwszego Popkatolika RP...
Niesprawiedliwie zresztą. Nie jestem popkatolikiem. Natomiast próbuję stworzyć język popteologiczny, czyli popularny język do rozmów o wierze. Popularny to znaczy taki, który ludzie zrozumieją. Który nie majstruje przy fundamencie, tylko zmienia formę. Nie mówi, że ten cukierek jest niesmaczny, czy bez sensu, tylko przepakowuje go w inny papierek. W papierek, w którym może zainteresować także inną grupę ludzi.
Papierek ten czasem może budzić kontrowersje. Pisze Pan w swoich felietonach np. z sympatią o Dexterze – serialu o psychopacie. Czy porządnemu katolikowi przystoi zachłystywać się tragikomedią widzianą z perspektywy seryjnego mordercy? Co z „Nie zabijaj”?
Bez przesady, nie jesteśmy jakimiś bladymi amebami jako chrześcijanie. Dexter to po prostu dobry serial z dobrze napisaną psychologicznie postacią. Nie jest to film sławiący zabijanie jako takie. On pokazuje kawałek rzeczywistości i daje do myślenia. Tak samo jak moje dwa absolutne hity: Dr House i Sześć stóp pod ziemią. To są rzeczy ostre, mocne i zmuszające do refleksji. Taki Dr House dokonuje np. również nie zawsze chrześcijańskich wyborów: narkotyzuje się, namawia do aborcji, próbuje dawać łapówki, chce przelecieć siedemnastolatkę...
No ale czy to po chrześcijańsku lubić takiego bohatera?
Nie popadajmy w paranoję. To nie jest tak, że chrześcijanie mają oglądać tylko filmy o świętych i męczennikach. Nie jesteśmy przecież idiotami. A oglądamy takie rzeczy nie po to, aby je naśladować, ale po to, aby się czegoś dowiedzieć.
A co na to Kościół?
Kościół nie jest neurotyczną starszą panią, która widzi we wszystkim obrazę, zgorszenie i zagrożenie. To Kościół nie lęku, lecz nadziei. I nie jest od tego, aby oceniał wszystko z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej. A Pani by chciała, żeby trząsł się nad najdrobniejszym przejawem popkultury i stawiał pieczątki: Zgodne lub Niezgodne?
Nie to, że bym chciała. Mimo wszystko mam czasem wrażenie, że Kościół lubi się takimi rzeczami zajmować. Np. dopatrywać pogańskich, niebezpiecznych treści w Harrym Potterze. Czy to może jest jakiś inny Kościół, o którym mówimy?
Kościół jest jeden – katolicki i powszechny. I szalenie przez to też różnorodny przy wspólnych podstawach. Mieści się w nim i Ojciec Rydzyk i inne, czasem kontrowersyjne postaci, mimo, że mówią różne dziwne rzeczy… ja też się w nim mieszczę, bardzo dobrze, ze wszystkimi kończynami, głową i jęzorem.
* Szymon Hołownia, ur. się w 1976 r. w Białymstoku. Dziennikarz i publicysta zajmujący się tematyką religijną. Współpracował z wieloma redakcjami prasowymi, prowadził w TVP1 program "Po prostu pytam". Obecnie publicysta Newsweek Polska i dyrektor programowy Religia tv. Laureat nagrody Ślad im. bp. Jana Chrapka 2007 i nagrody Grand Press 2006 w kategorii wywiad. Autor książek "Kościół dla średniozaawansowanych", "Tabletki z krzyżykiem", zbioru wywiadów "Ludzie na walizkach".
Nowy Świat z okien Harvardu
[rozmowa z Le Van*]
- Jak taka mała, polska Wietnamka dostała się na najlepszą uczelnię świata?
- Sama nie wiem. Jak 1 kwietnia otrzymałam list z zawiadomieniem o przyjęciu mnie na Harvard i przydzieleniu mi stypendium w wysokości 48 tys. dolarów rocznie, to myślałam, że to żart primaaprilisowy...
- A potem?
- A potem byłam bardzo, bardzo szczęśliwa. I tak mi już zostało.
- Co było najtrudniejsze?
- Aplikowanie na amerykańskie uczelnie jest w ogóle szalenie skomplikowane i męczące. Tak samo szukanie informacji na ten temat. Żeby zorientować się w temacie, siedziałam w internecie całe poprzednie wakacje.
- Od czego najlepiej zacząć?
- Dobrym miejscem na początek poszukiwań jest Fundacja Fulbrighta w Warszawie (ul. Nowy Świat 4). A z miejsc internetowych bez wątpienia strona www.collegeboard.com. Ważne żeby nie zniechęcać się tysiącami linków i odnośników, tylko metodycznie przez to wszystko przechodzić. Z cierpliwością.
- Jak wyglądało Twoje gromadzenie dokumentów?
- Musiałam zdać test SAT, coś w rodzaju amerykańskiej matury.
SAT składa się z części językowej i matematycznej. Ta językowa, nawet przy bardzo dobrej znajomości angielskiego, jest trudna. Trzeba napisać wypracowanie i odpowiedzieć na pytania do tekstu. Słówka, które się tam pojawiają, są bardzo rzadkie. Część matematyczna jest banalnie prosta i poradziłby sobie z nią przeciętny uczeń II klasy szkoły średniej.
- I to wystarcza jako potwierdzenie znajomości angielskiego?
- Zależy. Na ogół trzeba mieć jeszcze zdanego TOEFLa. Popularne u nas certyfikaty brytyjskie jak FCE, CAE nie są uznawane. W moim przypadku było tak, że w liceum wykładowym językiem był angielski, więc zwolniono mnie z wymogu dostarczenia TOEFLa, ale to już trzeba załatwiać indywidualnie z uczelnią.
- Czego jeszcze wymagano na Harvardzie?
- Na wszystkie uczelnie trzeba dostarczyć jedną lub dwie rekomendacje od nauczycieli. I nie wiesz, co tam ci napiszą, bo są one bezpośrednio wysyłane ze szkoły. Trzeba też wysłać oceny z ostatniego semestru.
No i napisać jeden lub dwa eseje - czasem na temat zadany przez uczelnię, czasem na zupełnie dowolny. Jest to bardzo ważna część aplikacji, gdyż tu możesz pokazać się z trochę innej strony. Możesz opowiedzieć, czym się interesujesz, jakie masz pomysły na przyszłość, jakim jesteś człowiekiem. Ludzi z dobrymi stopniami na najlepsze uczelnie jest multum. Tu chodzi o to, aby się wyróżnić i przekonać komisję, że właśnie ty wniesiesz jakieś nowe wartości w życie uczelni.
- I o czym był Twój esej, który musiał zachwycić komisję?
- Pisałam o sobie jako Wietnamce mieszkającej od piątego roku życia w Polsce i o związanych z tym doświadczeniach. Pisałam też o mojej aktywności na rzecz wietnamskiej społeczności, o tym, jak poprzez wieloletni udział w działalności tradycyjnego, folklorystycznego zespołu wietnamskiego propaguję tę kulturę tutaj. Starałam się pokazać siebie jako osobę ciekawą właśnie przez kontekst tak różnych kultur, w których wyrosłam i które w jakiś sposób spajają się, przenikają w mojej osobie.
- A co ma zrobić ktoś, kto nie ma tak ciekawego pochodzenia?
- W tym eseju nie chodzi o to, aby się maksymalnie wyróżniać, tylko umieć dobrze sprzedać to, kim się jest.
- Czy ktoś sprawdzał Ci esej pod względem poprawności językowej?
- Nie. Myślę, że jak ktoś ubiega się o przyjęcie na dobrą, amerykańską uczelnię, to nie robi już błędów gramatycznych czy ortograficznych. Błędy leksykalne są natomiast, jak podejrzewam, dopuszczalne w esejach obcokrajowców.
- Przy okazji, gdzie tak dobrze nauczyłaś się języka?
- W szkole. Nigdy nie wyjeżdżałam na kursy do krajów anglojęzycznych. Na pewno świetnym patentem na naukę jest szkoła z międzynarodową maturą, jak Kopernik, gdzie wszystkiego uczyliśmy się po angielsku.
- Najlepsze uczelnie w Stanach, te z tzw. Ligi Bluszczowej przeprowadzają także rozmowy z kandydatami.
- Tak. Harvard ma listę swoich absolwentów w każdym kraju, do których można się zgłaszać na rozmowę kwalifikacyjną. Odbywa się ona w języku angielskim. Potem absolwenci opisują swoje wrażenia i przemyślenia na temat kandydata i wysyłają do uczelni. Mój interlokutor był prawnikiem, Amerykaninem. Pytania zadawał raczej sztampowe, typu: dlaczego Harvard?, co zamierzam robić w przyszłości? Ciekawie było jedynie wtedy, kiedy weszliśmy na temat konfliktu amerykańsko-wietnamskiego...
- Może to faktycznie sztampowe pytanie, ale dlaczego zdecydowałaś się na Harvard?
- Byłam zdeterminowana, żeby jechać do Stanów. Chciałam poznawać świat - Nowy Świat i wyjechać z Polski, gdzie szanse na dobrą pracę, zwłaszcza dla kogoś z azjatyckim pochodzeniem, są raczej średnie. Myślałam realistycznie, że dostanę się do jakiegoś college'u, czy państwowego uniwersytetu, ale postanowiłam mimo wszystko zapukać także do drzwi tych najlepszych uczelni. Cieszyło mnie też samo składanie aplikacji, bo wiedziałam, że tam w Harvardzie to czytają i wiedzą, że jest w Polsce taka osoba jak ja.
- Łatwo było zdobyć stypendium?
- Harvard nie był jedyną uczelnią, na którą składałam papiery. Było ich dziesięć w Stanach i trzy w Wielkiej Brytanii. Dostałam się wszędzie, ale nigdzie nie zaproponowano mi takich warunków finansowych, jak na Harvardzie. Im bardzo zależy na studentach z zagranicy, starają się stworzyć klimat wielokulturowy. Dlatego, jak już kogoś wybiorą, to oferują mu bardzo hojne stypendia. Mnie zwolnili z czesnego i dali środki na całkowite utrzymanie i odzież zimową. Bo teoretycznie jestem Wietnamką i takie mam obywatelstwo, a w Wietnamie nie ma w ogóle zimy.
- Dzięki za rozmowę i powodzenia w Nowym Świecie!
* Le Van to maturzystka AD 2009, która rozpoczęła studia na Harvardzie
Cel jest wspólny
[wywiad z Carmen Ruffer*]
Po pierwsze - dziękujemy za inspirację. Bo to właśnie pod wrażeniem niemieckiego "Girl's Day" po raz pierwszy pomyśleliśmy o zorganizowaniu akcji promującej studia techniczne wśród dziewczyn w Polsce. Ciekawi mnie, co Was z kolei zainspirowało. Jakie były początki inicjatywy "Girl's Day" w Bielefeld a potem w całych Niemczech?
Pierwsze impulsy przyszły z sieci kobiet związanych z naukami technicznymi. Im z kolei kierunek działania podpowiedziała amerykańska akcja "Take-Our-Daughters-To-Work-Day", w ramach której uczennice zwalniane były z zajęć szkolnych aby towarzyszyć ojcom w ich dniu pracy. Jednak w odróżnieniu od amerykańskiego wzorca, nasza akcja koncentruje się wyłącznie na zawodach technicznych i bliskich technice oraz na temacie kobiet jako przedsiębiorców i liderów w miejscu pracy.
A jak powstała sama nazwa - "Girl's Day"?
Nazwę wybierały spośród naszych propozycji dziewczyny w wieku 10-15 lat. "Girl's Day" - krótka i lekka - najbardziej przypadła im do gustu.
W tym roku odbędzie się już ósma edycja "Girl's Day". Co do tej pory udało się osiągnąć?
Liczba studentek pierwszego roku na uczelniach technicznych wzrosła w tym czasie o 13 proc., także w przypadku najtrudniejszych studiów - tych związanych z elektroniką oraz obróbką metali. Uważam to za nasz wielki sukces! Ponad 4 proc. dziewczynek od klasy piątej wzwyż deklaruje, że myśli w przyszłości o praktyce w instytucji, którą poznały w trakcie "Girl's Day". Część instytucji badawczych i przedsiębiorstw już teraz zatrudnia uczestniczki poprzednich edycji. Jak widać, osiągnięć jest sporo, ale mamy jeszcze wiele do zrobienia. W dalszym ciągu połowa wszystkich dziewcząt wybiera zawód spośród grupy dziesięciu - głównie opiekuńczych - wśród których nie ma zawodów technicznych. Chcemy to zmienić.
Czy "Girl's Day" jest inicjatywą feministyczną?
My widzimy go raczej jako inicjatywę, przy której angażują się różnorodne grupy społeczne w celu wspierania politycznego celu równości szans. Obok organizacji typowo kobiecych pomagają nam prestiżowe stowarzyszenia związane z gospodarką, biznesem i związkami zawodowymi. Wspiera go też Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Spraw Społecznych, zaangażowane są także środki Europejskiego Funduszu Socjalnego. Dlatego myślę, że postrzeganie "Girl's Day" jako inicjatywy feministycznej mocno zawęża perspektywę i nie oddaje jednoczącego charakteru tej akcji.
Z jakim przyjęciem spotkał się pierwszy "Girl's Day"? Czy idea zachęcania dziewczyn do zawodów technicznych została od razu zrozumiana i zaakceptowana?
Miały miejsce, rzecz jasna, liczne dyskusje. Nie wszyscy od początku w stu procentach akceptowali nasz sposób myślenia. Sporo cierpliwości wymagało zwłaszcza przekonanie samych szkół średnich. Ale każdy kolejny "Girl's Day" przełamywał kolejne lody - przy tej okazji nie tylko dziewczynki, ale też nauczyciele i dyrektorzy szkół czegoś się uczyli. Generalnie trzeba jednak podkreślić, że idea "Girl's Day", ku naszemu zdziwieniu, spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem. Wiele drzwi od początku było otwartych. Odzew instytucji przyjmujących dziewczynki jest od lat bardzo duży, a media wręcz zachłystują się informacjami o naszym projekcie.
Jakie jest najtrudniejsze pytanie, jakie zadają wam dziennikarze?
Dziennikarze często pytają nas o miejsce chłopców w tym wszystkim - co oni mają oni robić w trakcie "Girl's Day". Od początku akcji radziłyśmy więc, jak sensownie zorganizować im czas, aby mogli oni poszerzyć swoje kompetencje społeczne i poznać nowe zawody. Od 2005 działa w Niemczech akcja "Neue Wege fur Jungs" (Nowe drogi dla chłopaków). Wspiera ona chłopców w poszerzaniu ich spektrum wyboru o zawody tradycyjnie postrzegana jako kobiece - opiekuńcze, społeczne. Tak jak są dziewczynki, które nie idą na studia techniczne, bo nie są do tego specjalnie zachęcane, a sprawdziłby się tam świetnie, tak samo istnieją chłopcy - urodzeni nauczyciele, pielęgniarze, pedagodzy, którzy mijają się z powołaniem, bo zawody te im samym i ich środowisku wydają się niedostatecznie "męskie".
Czy "Girl's Day" ma już swoje stałe miejsce w świadomości społecznej - i w kalendarzu wydarzeń eduakcyjnych?
Tak, w ostatanich latach "Girl's Day" ku naszej satysfakcji w dużym stopniu stał się jednym z filarów procesu orientacji zawodowej dziewcząt. Świetne jest to, że dziewczynki od piątej klasy w górę mogą co roku powtarzać to doświadczenie, aż do matury. I dzięki temu mają możliwość poznania różnorodnych dziedzin nauk technicznych, rozmaitych instytucji i, w konsekwencji, dokonania lepszego, bardziej świadomego wyboru zawodu.
Co uważacie za swój największy sukces?
Naszym największym sukcesem i radością są młode kobiety, które dzięki naszej akcji znalazły dla siebie insirujący i rozwojowy zawód. Jest ich w tej chwili już bardzo dużo. Dzięki "Girl's Day" zrozumiały, że są mile widziane na uczelniach technicznych i w przedsiębiorstwach związanych z branżą, nawet jeżeli w większości przeważają tam w tej chwili mężczyźni. Dla części z nich zawód inżyniera stał się zawodem marzeń. Wiele firm zaczęło też doceniać kobiety jako współpracowniczki i więcej ich zatrudniać. Dzięki takim akcjom jak "Girl's Day" zmienia się kultura przedsiębiorstw, promując w większym stopniu różnorodność i równouprawnienie.
W jakim kierunku akcja Wasza będzie się rozwijać? Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Chcemy w większym niż dotychczas stopniu skupić się na rodzicach. Oni odgrywają przecież ogromną rolę w procesie orientacji zawodowej młodych kobiet. Bardzo ważne jest więc ich podejście do problemu. Chciałybyśmy także powtorzyć europejski konkurs dla Dziewczyn - Wynalazców. W pierszej edycji konkursu "Wizja 2027 - Odkryj swoją przyszłość" młode uczestniczki mówiły o swoich pomysłach na wynalazki techniczne, które mają za zadanie uczynić nasze życie piękniejszym, łatwiejszym i bardziej ekologicznym, jak np. pokój, który sam się sprząta, alternatywne typy silnika, czy nowy rodzaj przyjaznego środowisku kapsla. Ich niezwykła kreatywność zrobiła na nas ogromne wrażenie.
Jak daleko sięgają wpływy "Girl's Day" poza granice Niemiec?
"Girl's Day" organizowany jest także w Luksemburgu, w Holandii i w Austrii. Podobne akcje mają miejsce także w Szwajcarii, w Lichtensteinie a wkrótce także w Hiszpanii. Niezależnie od szyldu, pod jakim akcje się odbywają i ich narodowej specyfiki, naszym wspólnym celem jest informowanie dziewcząt o szerokim spektrum dostępnych im zawodów oraz uwalnianie ich wyboru od obciążenia tradycyjnego podejścia do podziału ról w społeczeństwie.
Słowo do polskiej akcji "Dziewczyny na politechniki" tuż przed startem?
Życzymy wszystkim uczelniom biorącym udział w akcji, Fundacji "Perspektywy" i przede wszystkim polskim dziewczynom, dla których akcja ta jest przeznaczona wszystkiego najlepszego, wielu sukcesów i dobrych inspiracji. I do dziewczyn jeszcze: nie dajcie sobie wmówić, że są jakieś ograniczenia, odważnie sięgajcie po to, co sobie tylko wymarzycie. Świat stoi przed Wami otworem.
Dziękuję za słowa otuchy i rozmowę.
* Carmen Ruffer jest kierowniczką niemieckiej inicjatywy "Girl's Day - Maedchen Zukunftstag". Niemiecki "Girl's Day - Maedchen Zukunftstag" (dzień przyszłości dziewcząt) organizowany jest od 2001 roku. Od akcji Dziewczyny na politechniki! różni się tym, że oprócz uczelni technicznych Dzień Otwarty w jego ramach organizują także przedsiębiorstwa z branż technicznych i instytucje badawcze. Do tej pory wzięło w nim udział ponad 650 tysięcy uczennic szkół średnich. Gościło je ponad 8 tysięcy instytucji. Inicjatywa ta wspierana jest przez liczne instytucje państwowe i prywatne, m.in.: Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Spraw Społecznych oraz Unię Europejską. Projekt kordynowany jest przez Verein Kompetenzzentrum Technik-Diversity-Chancengleichheit, z centralą w Bielefeld, oraz 300 regionalnych kół roboczych w całym kraju. W tym roku "Girl's Day" odbędzie się 24 kwietnia.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Marek Miller w ID WSR/WSTH 24/04/2010
24/04/2010 (sobota) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Marek Miller. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym sztuce tworzenia reportaży.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Uwaga, prowadzący warsztaty prosił, żeby każdy student zastanowił się już w drodze na zajęcia nad tematem reportażu, który chciałby napisać (na zaliczenie). Jak znaleźć / wymyślić taki temat? Może w tym pomóc następujący materiał:
http://www.youtube.com/watch?v=9nC2yJLxakk
Marek Miller urodził się w 1951 roku w Łodzi. Magisterium z socjologii obronił w 1978 roku na Uniwersytecie Łódzkim. W 1980 roku tworzy i animuje Pracownię Reportażu, dziennikarskie laboratorium badające możliwości zespołowej pracy nad tekstem. Rezultatem tych badań i doświadczeń są między innymi takie książki, jak "Kto tu wpuścił dziennikarzy" i "Filmówka". W latach 1981-1986 był reporterem tygodników "Odgłosy" w Łodzi i "Radar" w Warszawie. W latach 1987-1989 wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Telewizyjnej i Filmowej w Łodzi. W latach 1989-1993 był naczelnym redaktorem miesięcznika "Bestseller". W 1993 roku zostaje członkiem Rady Programowej Prezydenta RP do spraw Środków Masowego Przekazu. W 1998 roku tworzy i dyrektoruje Festiwalowi Mediów "Człowiek w zagrożeniu" w Łodzi. Sprawował funkcję dyrektora Instytutu Dziennikarstwa Collegium Civitas. Obecnie wykłada w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Od roku 1998 jest też członkiem Rady Programowej Telewizji Polsat.
Materiały video
Marek Miller: Jakie cechy powinny charakteryzować reportera?
http://www.youtube.com/watch?v=E5ndVb_d ... re=related (7 minut)
Marek Miller: Jak szukać tematu do reportażu wokół siebie? (9 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=9nC2yJLxakk
Marek Miller: Co zrobić, by temat nas nie przerósł? (6 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=9gb5Qcbb ... re=related
Marek Miller: Jak pracować zespołowo nad reportażem? (6 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=DX9WItRk ... re=related
Marek Miller: Specyfika reportażu multimedialnego (5 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=P9A9F8QK ... re=related
Bibliografia
1982 Reporterów sposób na życie, Czytelnik; nagroda tygodnika "Życie Literackie".
1983 Kto tu wpuścił dziennikarzy, wydawnictwo Nova; Nagroda Dziennikarzy Niezależnych im. Zielińskiego. Książka ta była czytana w odcinkach w stanie wojennym w Radiu Wolna Europa, w 1991 została wystawiona w Teatrze TV przez Mikołaja Grabowskiego; 2005 Kto tu wpuścił dziennikarzy - 25 lat później (wznowienie).
1992 Filmówka. Powieść o łódzkiej Szkole Filmowej, Ten-Ten; nagroda MKiS (Laterna Magica), Nagroda Wydawców (Złota Sowa); książka stanowiła podstawę wieloodcinkowego filmu dokumentalnego poświęconego Szkole Filmowej w Łodzi.
1993 Arystokracja, Ten-Ten.
1999 Pierwszy Milion, czyli chłopcy z Mielczarskiego, Prószyński i S-ka; na podstawie tej książki powstały scenariusze filmu fabularnego i serialu telewizyjnego.
1999 Zagrajcie mi to pięknie. Pan Tadeusz według Andrzeja Wajdy, Prószyński i S-ka.
2007 Sekta made in Poland, Prószyński i S-ka.
2007 Góra góry, czyli ekonomia zbawienia, Fronda.
2008 Dziennikarstwo według Jana Pawła II, Fronda.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Uwaga, prowadzący warsztaty prosił, żeby każdy student zastanowił się już w drodze na zajęcia nad tematem reportażu, który chciałby napisać (na zaliczenie). Jak znaleźć / wymyślić taki temat? Może w tym pomóc następujący materiał:
http://www.youtube.com/watch?v=9nC2yJLxakk
Marek Miller urodził się w 1951 roku w Łodzi. Magisterium z socjologii obronił w 1978 roku na Uniwersytecie Łódzkim. W 1980 roku tworzy i animuje Pracownię Reportażu, dziennikarskie laboratorium badające możliwości zespołowej pracy nad tekstem. Rezultatem tych badań i doświadczeń są między innymi takie książki, jak "Kto tu wpuścił dziennikarzy" i "Filmówka". W latach 1981-1986 był reporterem tygodników "Odgłosy" w Łodzi i "Radar" w Warszawie. W latach 1987-1989 wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Telewizyjnej i Filmowej w Łodzi. W latach 1989-1993 był naczelnym redaktorem miesięcznika "Bestseller". W 1993 roku zostaje członkiem Rady Programowej Prezydenta RP do spraw Środków Masowego Przekazu. W 1998 roku tworzy i dyrektoruje Festiwalowi Mediów "Człowiek w zagrożeniu" w Łodzi. Sprawował funkcję dyrektora Instytutu Dziennikarstwa Collegium Civitas. Obecnie wykłada w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Od roku 1998 jest też członkiem Rady Programowej Telewizji Polsat.
Materiały video
Marek Miller: Jakie cechy powinny charakteryzować reportera?
http://www.youtube.com/watch?v=E5ndVb_d ... re=related (7 minut)
Marek Miller: Jak szukać tematu do reportażu wokół siebie? (9 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=9nC2yJLxakk
Marek Miller: Co zrobić, by temat nas nie przerósł? (6 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=9gb5Qcbb ... re=related
Marek Miller: Jak pracować zespołowo nad reportażem? (6 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=DX9WItRk ... re=related
Marek Miller: Specyfika reportażu multimedialnego (5 minut)
http://www.youtube.com/watch?v=P9A9F8QK ... re=related
Bibliografia
1982 Reporterów sposób na życie, Czytelnik; nagroda tygodnika "Życie Literackie".
1983 Kto tu wpuścił dziennikarzy, wydawnictwo Nova; Nagroda Dziennikarzy Niezależnych im. Zielińskiego. Książka ta była czytana w odcinkach w stanie wojennym w Radiu Wolna Europa, w 1991 została wystawiona w Teatrze TV przez Mikołaja Grabowskiego; 2005 Kto tu wpuścił dziennikarzy - 25 lat później (wznowienie).
1992 Filmówka. Powieść o łódzkiej Szkole Filmowej, Ten-Ten; nagroda MKiS (Laterna Magica), Nagroda Wydawców (Złota Sowa); książka stanowiła podstawę wieloodcinkowego filmu dokumentalnego poświęconego Szkole Filmowej w Łodzi.
1993 Arystokracja, Ten-Ten.
1999 Pierwszy Milion, czyli chłopcy z Mielczarskiego, Prószyński i S-ka; na podstawie tej książki powstały scenariusze filmu fabularnego i serialu telewizyjnego.
1999 Zagrajcie mi to pięknie. Pan Tadeusz według Andrzeja Wajdy, Prószyński i S-ka.
2007 Sekta made in Poland, Prószyński i S-ka.
2007 Góra góry, czyli ekonomia zbawienia, Fronda.
2008 Dziennikarstwo według Jana Pawła II, Fronda.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Rafał Ziemkiewicz w ID WSR/WSTH 15/05/2010
15/05/2010 (sobota) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Rafał Ziemkiewicz. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym sztuce pisania felietonów.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na ostatni zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Rafał Aleksander Ziemkiewicz (ur. 13 września 1964 w Piasecznie) – polski dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz science fiction i działacz fandomu. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.
Karierę publicysty zaczynał jako felietonista tygodnika "Najwyższy CZAS!". Pracował też jako dziennikarz i publicysta m.in. w radiu Wawa i PR IV. Związany z "Gazetą Polską" od początku jej istnienia, gdzie najpierw kierował działem cywilizacja, a następne działem publicystyki. Z redakcji odszedł w 1997. Od tej pory jest niezależnym publicystą.
Był gospodarzem programu publicystycznego Radia Tok FM. Został z radia zwolniony w 2004, kiedy na antenie wspomniał o swoim procesie z Adamem Michnikiem. Był też redaktorem naczelnym magazynu "Fenix". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Jego teksty ukazywały się w "Newsweeku Polska" (lata 2003–2007), tygodniku "Wprost" (2001–2003) i "Przewodniku Katolickim". Pojedyncze publikacje ukazywały się również w "Polityce". Współpracował z TV Biznes i Radiem Vox FM, w którym prowadził poranny przegląd prasy. Od września 2006 do lutego 2007 prowadził w TVP1 cotygodniowy program kulturalny "Ring", wchodzący w skład pasma publicystycznego Jedynki "Nie ma przebacz".
Aktualnie jego felietony publikują "Rzeczpospolita", "Gazeta Polska" (która przedrukowuje jego felietony z PR 1) i "Niezależna Gazeta Polska" oraz portal Interia.pl (od 2005, z kilkumiesięczną przerwą na przełomie 2007/2008). W TVP Info prowadzi cotygodniowy program "Antysalon Ziemkiewicza" (niedziela, godz. 10:00) i "Poranek Info" oraz niektóre audycje w TVP Historia ("Kontrowersje" i od jesieni 2008 "Pojedynek" ze Sławomirem Sierakowskim). W radiowej Jedynce prowadził co tydzień audycję "Rozmowy w Jedynce".
Laureat Nagrody Kisiela w 2001.
Jako pisarz SF debiutował opowiadaniem "Z palcem na spuście" w tygodniku "Odgłosy" (lipiec 1982). W tym samym roku za "Cortex cerebri" zdobył nagrodę w konkursie na opowiadanie sf organizowanym przez Naszą Księgarnię, Młodego Technika, Młodzieżową Agencję Wydawniczą i klub SFAN oraz wyróżnienie za "Pilota".
Trzykrotnie nagradzany prestiżową nagrodą im. Janusza A. Zajdla: za powieści "Pieprzony los Kataryniarza" (1995) i "Walc stulecia" (1998) oraz za opowiadanie "Śpiąca królewna" (1996).
Dwukrotny laureat nagrody Śląskiego Klubu Fantastyki, Śląkfy, jako Twórca Roku (1990 i 1998). Był współzałożycielem Grupy Literackiej Trust, aktywnym działaczem klubu SFAN, klubu PSMF Sfera oraz Klubu Twórców.
W latach 1993–1994 był rzecznikiem prasowym i członkiem Unii Polityki Realnej. W 1995 jako stypendysta National Forum Foundation pracował w krajowym biurze kongresowym partii republikańskiej i wydziale prasowym stanowej partii republikańskiej w Seattle.
Od 2007 występuje z Kabaretem Pod Egidą, głównie w Ośrodku Kultury Ochoty w Warszawie. Współpracę rozpoczął od występów w programie "Dobrze nam tak", do udziału w którym namówił go Jan Pietrzak. W krzywym zwierciadle komentuje wydarzenia, głównie ze świata polityki, ale także innych sfer życia.
W jednym z wrześniowych wydań Szansy na sukces z 2008, w którym amatorzy śpiewali piosenki Kabaretu Pod Egidą, zasiadał obok Jana Pietrzaka i Ewy Dałkowskiej w oceniającym wykonawców jury.
na podstawie: wikipedia.pl
Do poczytania przed spotkaniem:
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz (niektóre mają ponad 7000 znaków )
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/
http://rafalziemkiewicz.salon24.pl/
... i do obejrzenia:
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=raf ... a=N&tab=wv
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 9:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów, nie tylko osoby, które zapisały się na ostatni zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Rafał Aleksander Ziemkiewicz (ur. 13 września 1964 w Piasecznie) – polski dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz science fiction i działacz fandomu. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.
Karierę publicysty zaczynał jako felietonista tygodnika "Najwyższy CZAS!". Pracował też jako dziennikarz i publicysta m.in. w radiu Wawa i PR IV. Związany z "Gazetą Polską" od początku jej istnienia, gdzie najpierw kierował działem cywilizacja, a następne działem publicystyki. Z redakcji odszedł w 1997. Od tej pory jest niezależnym publicystą.
Był gospodarzem programu publicystycznego Radia Tok FM. Został z radia zwolniony w 2004, kiedy na antenie wspomniał o swoim procesie z Adamem Michnikiem. Był też redaktorem naczelnym magazynu "Fenix". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Jego teksty ukazywały się w "Newsweeku Polska" (lata 2003–2007), tygodniku "Wprost" (2001–2003) i "Przewodniku Katolickim". Pojedyncze publikacje ukazywały się również w "Polityce". Współpracował z TV Biznes i Radiem Vox FM, w którym prowadził poranny przegląd prasy. Od września 2006 do lutego 2007 prowadził w TVP1 cotygodniowy program kulturalny "Ring", wchodzący w skład pasma publicystycznego Jedynki "Nie ma przebacz".
Aktualnie jego felietony publikują "Rzeczpospolita", "Gazeta Polska" (która przedrukowuje jego felietony z PR 1) i "Niezależna Gazeta Polska" oraz portal Interia.pl (od 2005, z kilkumiesięczną przerwą na przełomie 2007/2008). W TVP Info prowadzi cotygodniowy program "Antysalon Ziemkiewicza" (niedziela, godz. 10:00) i "Poranek Info" oraz niektóre audycje w TVP Historia ("Kontrowersje" i od jesieni 2008 "Pojedynek" ze Sławomirem Sierakowskim). W radiowej Jedynce prowadził co tydzień audycję "Rozmowy w Jedynce".
Laureat Nagrody Kisiela w 2001.
Jako pisarz SF debiutował opowiadaniem "Z palcem na spuście" w tygodniku "Odgłosy" (lipiec 1982). W tym samym roku za "Cortex cerebri" zdobył nagrodę w konkursie na opowiadanie sf organizowanym przez Naszą Księgarnię, Młodego Technika, Młodzieżową Agencję Wydawniczą i klub SFAN oraz wyróżnienie za "Pilota".
Trzykrotnie nagradzany prestiżową nagrodą im. Janusza A. Zajdla: za powieści "Pieprzony los Kataryniarza" (1995) i "Walc stulecia" (1998) oraz za opowiadanie "Śpiąca królewna" (1996).
Dwukrotny laureat nagrody Śląskiego Klubu Fantastyki, Śląkfy, jako Twórca Roku (1990 i 1998). Był współzałożycielem Grupy Literackiej Trust, aktywnym działaczem klubu SFAN, klubu PSMF Sfera oraz Klubu Twórców.
W latach 1993–1994 był rzecznikiem prasowym i członkiem Unii Polityki Realnej. W 1995 jako stypendysta National Forum Foundation pracował w krajowym biurze kongresowym partii republikańskiej i wydziale prasowym stanowej partii republikańskiej w Seattle.
Od 2007 występuje z Kabaretem Pod Egidą, głównie w Ośrodku Kultury Ochoty w Warszawie. Współpracę rozpoczął od występów w programie "Dobrze nam tak", do udziału w którym namówił go Jan Pietrzak. W krzywym zwierciadle komentuje wydarzenia, głównie ze świata polityki, ale także innych sfer życia.
W jednym z wrześniowych wydań Szansy na sukces z 2008, w którym amatorzy śpiewali piosenki Kabaretu Pod Egidą, zasiadał obok Jana Pietrzaka i Ewy Dałkowskiej w oceniającym wykonawców jury.
na podstawie: wikipedia.pl
Do poczytania przed spotkaniem:
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz (niektóre mają ponad 7000 znaków )
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/
http://rafalziemkiewicz.salon24.pl/
... i do obejrzenia:
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=raf ... a=N&tab=wv
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Uroczyste zakończenie roku akademickiego 2009/2010
W imieniu prezesa WSR Artura Waczko oraz swoim własnym
zapraszam wszystkich członków i sympatyków
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych & studentów)
w dn. 20/06/2010 (niedziela)
na uroczyste posiedzenie
zamykające rok akademicki 2009/2010
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Sesja kończąca bieżący rok akademicki rozpocznie się o godz. 16:00
w sali nr 5 w siedzibie WSR.
Gościem specjalnym naszego spotkania będzie red. Stefan Truszczyński*, sekretarz generalny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który przedstawi krótko działalność SDP, a także opowie o Monitoringu Wolności Prasy, Kodeksie Etyki Dziennikarskiej i przyszłości dziennikarstwa.
*Stefan Truszczyński - dziennikarz, reporter, publicysta, dokumentalista filmowy. 43 lata pracy w zawodzie - w prasie, telewizji publicznej i telewizjach prywatnych; doświadczenie w kierowaniu dużymi zespołami. W dorobku ma programy telewizyjne - wielkie transmisje, kilkadziesiąt godzinnych wywiadów na żywo z najważniejszymi - najbardziej znanymi ludźmi w Polsce, reportaże i filmy dokumentalne z kilkunastu krajów - był kilkakrotnie korespondentem wojennym (m.in. w Chorwacji), przez ponad 30 lat organizował wyprawy i realizował filmy o tematyce podwodnej - głównie o wrakach z II wojny światowej leżących na dnie Bałtyku. Angażuje się w obronie ludzi i ich spraw. Żonaty, mieszka w Warszawie od 45 lat (po studiach na Polonistyce UW), od 2005 roku jest Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Agenda spotkania obejmuje również:
wystąpienia oficjalne dyrektorów: ID WSTH Krzysztofa Woźniaka oraz ID WSR/WSTH Sławomira Wojtkowskiego
podsumowanie II semestru nauki w ID WSR/WSTH (wyniki ankiety) i pierwszego roku działalności ID WSR/WSTH oraz przedstawienie planów na przyszłość (w tym wstępna informacja o możliwości kontynuacji studiów do poziomu magisterskiego)
prezentację kalendarza i planu zajęć na semestr jesienno-zimowy roku akademickiego 2010/2011
Będę się starał, aby cała część oficjalna trwała nie dłużej niż do godz. 17:30.
Po części oficjalnej zapraszamy na krótki spacer do StarLight Cafe, gdzie będzie na nas oczekiwać (skromny) poczęstunek oraz lampka wina, którą spełnimy toast za pierwszy (a więc historyczny) rok działalności ID WSR/WSTH.
Uwaga! Ze względu na konieczność dokonania rezerwacji stolików oraz przygotowanie poczęstunku, proszę studentów o potwierdzenie przybycia. Można tego dokonać telefonicznie (w sekretariacie, u Eweliny, już wyzdrowiała) lub poprzez wpisanie się (imię i nazwisko) w tym topiku.
/-/ S. Wojtkowski
zapraszam wszystkich członków i sympatyków
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych & studentów)
w dn. 20/06/2010 (niedziela)
na uroczyste posiedzenie
zamykające rok akademicki 2009/2010
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Sesja kończąca bieżący rok akademicki rozpocznie się o godz. 16:00
w sali nr 5 w siedzibie WSR.
Gościem specjalnym naszego spotkania będzie red. Stefan Truszczyński*, sekretarz generalny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który przedstawi krótko działalność SDP, a także opowie o Monitoringu Wolności Prasy, Kodeksie Etyki Dziennikarskiej i przyszłości dziennikarstwa.
*Stefan Truszczyński - dziennikarz, reporter, publicysta, dokumentalista filmowy. 43 lata pracy w zawodzie - w prasie, telewizji publicznej i telewizjach prywatnych; doświadczenie w kierowaniu dużymi zespołami. W dorobku ma programy telewizyjne - wielkie transmisje, kilkadziesiąt godzinnych wywiadów na żywo z najważniejszymi - najbardziej znanymi ludźmi w Polsce, reportaże i filmy dokumentalne z kilkunastu krajów - był kilkakrotnie korespondentem wojennym (m.in. w Chorwacji), przez ponad 30 lat organizował wyprawy i realizował filmy o tematyce podwodnej - głównie o wrakach z II wojny światowej leżących na dnie Bałtyku. Angażuje się w obronie ludzi i ich spraw. Żonaty, mieszka w Warszawie od 45 lat (po studiach na Polonistyce UW), od 2005 roku jest Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Agenda spotkania obejmuje również:
wystąpienia oficjalne dyrektorów: ID WSTH Krzysztofa Woźniaka oraz ID WSR/WSTH Sławomira Wojtkowskiego
podsumowanie II semestru nauki w ID WSR/WSTH (wyniki ankiety) i pierwszego roku działalności ID WSR/WSTH oraz przedstawienie planów na przyszłość (w tym wstępna informacja o możliwości kontynuacji studiów do poziomu magisterskiego)
prezentację kalendarza i planu zajęć na semestr jesienno-zimowy roku akademickiego 2010/2011
Będę się starał, aby cała część oficjalna trwała nie dłużej niż do godz. 17:30.
Po części oficjalnej zapraszamy na krótki spacer do StarLight Cafe, gdzie będzie na nas oczekiwać (skromny) poczęstunek oraz lampka wina, którą spełnimy toast za pierwszy (a więc historyczny) rok działalności ID WSR/WSTH.
Uwaga! Ze względu na konieczność dokonania rezerwacji stolików oraz przygotowanie poczęstunku, proszę studentów o potwierdzenie przybycia. Można tego dokonać telefonicznie (w sekretariacie, u Eweliny, już wyzdrowiała) lub poprzez wpisanie się (imię i nazwisko) w tym topiku.
/-/ S. Wojtkowski
Ostatnio zmieniony 17 cze (czw) 2010, 12:40:35 przez s_wojtkowski, łącznie zmieniany 10 razy.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Inauguracja semestru wiosenno-letniego 2010/2011
W imieniu prezesa WSR Artura Waczko oraz swoim własnym
zapraszam wszystkich członków i sympatyków
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych & studentów)
w dn. 30/01/2011 (niedziela)
na uroczystą inaugurację zajęć
w semestrze wiosenno-letnim roku akademickiego 2010/2011
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Sesja inauguracyjna rozpocznie się o godz. 10:00
w sali nr 2 w siedzibie WSR.
Gościem specjalnym naszego spotkania będzie red. Jerzy Kłosiński*, redaktor naczelny tygodnika "Solidarność", który przedstawi krótko historię i dzień dzisiejszy tego niezwykłego czasopisma na tle przemian politycznych w Polsce i samym NSZZ "Solidarność".
*Jerzy Kłosiński (ur. 29 września 1953 w Lubawie) – polski dziennikarz, działacz kulturalny, nauczyciel i społecznik. W roku 1973 ukończył technikum mechaniczne w Ursusie, sześć lat później, w roku 1979 zdobył tytuł magistra filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Pisał wówczas pracę magisterską na temat: "Teoria powieści w twórczości Karola Irzykowskiego". Od września 1980 roku do czerwca roku 1981 był nauczycielem w szkole podstawowej nr 130 w Warszawie. Późnej pracował jako dziennikarz gazety codziennej Regionu Mazowsze NSZZ Solidarność – "Niezależność". W latach 1983-86 ponownie był nauczycielem języka polskiego w liceach warszawskich. Od roku 1986 pełnił funkcję redaktora comiesięcznego magazynu dźwiękowego redakcji "Niewidomy Spółdzielca" kolportowanego w formie kaset dla spółdzielni niewidomych. Pełnił ją do 1990 roku. W latach 1990-91 sprawował funkcję redaktora naczelnego tygodnika "Wiadomości Skierniewickie", pracował również jako dziennikarz Programu I PR, od czerwca 1991 roku w "Tygodniku Solidarność": 1991-94 szef działu krajowego, 1994-2002 zastępca redaktora naczelnego, od stycznia 2002 redaktor naczelny. Jest pomysłodawcą portalu społecznościowego zbierającego działaczy opozycji antykomunistycznej w PRL - www.10milionow.pl [wikipedia]
Warto przeczytać:
Wywiad z Jerzym Kłosińskim, redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”
http://10milionow.pl/aktualnosci/artyku ... rnosc.html
Nie boję się wyzwań - wywiad Jerzego Kłosińskiego z przewodniczącym "Solidarności" Piotrem Dudą
http://www.zpchr.info/?url=inf&art=107714
"Bez Solidarności Lech Wałęsa byłby nieznany"
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/jerz ... 51647.html
Agenda spotkania obejmuje również:
wystąpienie oficjalne dyrektora ID WSR/WSTH Sławomira Wojtkowskiego
podsumowanie pracy w semestrze jesienno-zimowym w ID WSR/WSTH
prezentację kalendarza i planu zajęć oraz zapisy na zajęcia dodatkowe w semestrze wiosenno-letnim roku akademickiego 2010/2011
Będę się starał, aby cała część oficjalna trwała nie dłużej niż do godz. 12:00.
/-/ S. Wojtkowski
A oto prezent od redaktora naczelnego Tygodnika Solidarność, Pana Jerzego Kłosińskiego dla naszego Instytutu - prezentacja historii tysiąca wydań tego legendarnego tygodnika:
http://reaktywni.pl/pliki/sw/110203-His ... -Wydan.ppt
zapraszam wszystkich członków i sympatyków
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych & studentów)
w dn. 30/01/2011 (niedziela)
na uroczystą inaugurację zajęć
w semestrze wiosenno-letnim roku akademickiego 2010/2011
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Sesja inauguracyjna rozpocznie się o godz. 10:00
w sali nr 2 w siedzibie WSR.
Gościem specjalnym naszego spotkania będzie red. Jerzy Kłosiński*, redaktor naczelny tygodnika "Solidarność", który przedstawi krótko historię i dzień dzisiejszy tego niezwykłego czasopisma na tle przemian politycznych w Polsce i samym NSZZ "Solidarność".
*Jerzy Kłosiński (ur. 29 września 1953 w Lubawie) – polski dziennikarz, działacz kulturalny, nauczyciel i społecznik. W roku 1973 ukończył technikum mechaniczne w Ursusie, sześć lat później, w roku 1979 zdobył tytuł magistra filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Pisał wówczas pracę magisterską na temat: "Teoria powieści w twórczości Karola Irzykowskiego". Od września 1980 roku do czerwca roku 1981 był nauczycielem w szkole podstawowej nr 130 w Warszawie. Późnej pracował jako dziennikarz gazety codziennej Regionu Mazowsze NSZZ Solidarność – "Niezależność". W latach 1983-86 ponownie był nauczycielem języka polskiego w liceach warszawskich. Od roku 1986 pełnił funkcję redaktora comiesięcznego magazynu dźwiękowego redakcji "Niewidomy Spółdzielca" kolportowanego w formie kaset dla spółdzielni niewidomych. Pełnił ją do 1990 roku. W latach 1990-91 sprawował funkcję redaktora naczelnego tygodnika "Wiadomości Skierniewickie", pracował również jako dziennikarz Programu I PR, od czerwca 1991 roku w "Tygodniku Solidarność": 1991-94 szef działu krajowego, 1994-2002 zastępca redaktora naczelnego, od stycznia 2002 redaktor naczelny. Jest pomysłodawcą portalu społecznościowego zbierającego działaczy opozycji antykomunistycznej w PRL - www.10milionow.pl [wikipedia]
Warto przeczytać:
Wywiad z Jerzym Kłosińskim, redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”
http://10milionow.pl/aktualnosci/artyku ... rnosc.html
Nie boję się wyzwań - wywiad Jerzego Kłosińskiego z przewodniczącym "Solidarności" Piotrem Dudą
http://www.zpchr.info/?url=inf&art=107714
"Bez Solidarności Lech Wałęsa byłby nieznany"
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/jerz ... 51647.html
Agenda spotkania obejmuje również:
wystąpienie oficjalne dyrektora ID WSR/WSTH Sławomira Wojtkowskiego
podsumowanie pracy w semestrze jesienno-zimowym w ID WSR/WSTH
prezentację kalendarza i planu zajęć oraz zapisy na zajęcia dodatkowe w semestrze wiosenno-letnim roku akademickiego 2010/2011
Będę się starał, aby cała część oficjalna trwała nie dłużej niż do godz. 12:00.
/-/ S. Wojtkowski
A oto prezent od redaktora naczelnego Tygodnika Solidarność, Pana Jerzego Kłosińskiego dla naszego Instytutu - prezentacja historii tysiąca wydań tego legendarnego tygodnika:
http://reaktywni.pl/pliki/sw/110203-His ... -Wydan.ppt
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Goście specjalni w ID WSR/WSTH 2011
19/03/2011 (sobota) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Marek Nowakowski. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym sztuce pisania reportaży.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 12:00-15:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Marek Nowakowski urodził się w 1935 roku w Warszawie, jest jednym z najpłodniejszych prozaików polskiej literatury powojennej, mistrzem małych form narracyjnych, twórcą realizmu peryferyjnego.
Debiutował w 1957 r. opowiadaniem "Kwadratowy" na łamach "Nowej Kultury", które sygnalizowało - potwierdzony przez zbiory opowiadań "Ten stary złodziej" (1958) i "Benek Kwiaciarz" (1961) - pierwszy obszar ukazywanej przez pisarza peryferyjności. Był to świat marginesu, lumpów, prostytutek, doliniarzy i paserów, żyjących na marginesie spraw i kodeksów "normalnego" społeczeństwa. Półświatek ten stanowił tyleż przedmiot opisu, co fascynacji twórcy ze względu na - opiewaną niczym w "Tortilla Flat" Steinbecka - barwność: lump i jego subkultura charakteryzowali się, w ujęciu Nowakowskiego, okrucieństwem, ale i rygorystycznym respektowaniem własnego kodeksu, niezależnością wobec ideałów mieszczańskiego dorobku, ale i solidarnością wewnętrzną.
W kolejnych tomach (powieść "Trampolina", 1964; zbiory opowiadań "Silna gorączka", 1963; "Zapis", 1965; "Gonitwa", 1967; "Mizerykordia", 1971; "Układ zamknięty", 1972; "Śmierć żółwia", 1973) pisarz poszerzył krąg peryferyjności: umieścił w nim - obok bohaterów dotychczasowych - także ludzi przeciętnych, zwykłych, nieważnych (urzędnik, sklepikarz), którzy wiodą żywot na swoją miarę, do momentu, gdy doświadczają poczucia "osaczenia" - poczucia absurdalności norm, którym się podporządkowali i które nie pomagają odpowiedzieć na najważniejsze pytania egzystencjalne. Odkrywszy swoje położenie wewnątrz "układu zamkniętego" wychodzą z niego, trafiając na peryferie, gdzie - wolni od dotychczasowych rygorów - mogą, stopniowo pogrążając się w abnegację (lub w alkoholizm, psychiczne obsesje czy utracjuszostwo), dążyć do autentyczności rozumianej przez pisarza w tym zakresie jako istnienie bezcelowe.
Literacko najdoskonalszym i poznawczo najbardziej odkrywczym utworem tamtego okresu było opowiadanie "Wesele raz jeszcze" (1974), w którym Nowakowski, wykorzystując motyw wesela, jeden z kluczowych w literaturze polskiej, ukazał reguły sprawowania władzy w wymiarze małomiasteczkowym, a także pragmatyzm postaw społecznych, który unieważnia tradycję i niszczy wszelkie kodeksy wartości. Poetyka realizmu peryferyjnego pozwoliła też wyrazić Nowakowskiemu podstawowe dylematy własnego pisarstwa. Obficie przejawiający się w jego dorobku nurt autotematyczny ("Robaki"; 1968; "Książę nocy", 1972; "Chłopiec z gołębiem na głowie", 1979) zaświadcza o pojmowaniu własnej pozycji jako położenia "pomiędzy" - pomiędzy światem marginesu społecznego i centrum, do którego należy literatura, pomiędzy autentycznością lumpa i nieautentycznością ról podsuwanych przez kulturę oficjalną, pomiędzy barwnym acz dosadnym językiem półświatka i martwym językiem gazetowym czy literackim.
W tomach "Raport o stanie wojennym" (1982-1984), "Notatki z codzienności" (1983), "Dwa dni z aniołem" (1984), "Wilki podchodzą ze wszystkich stron" (1985), "Grisza, ja tiebia skażu" (1986), tomach, z których pierwszy zapewnił mu europejski rozgłos, ukazał Nowakowski - portretując codzienne życie przeciętnych obywateli - proces historyczny, w wyniku którego całe społeczeństwo znalazło się na marginesie totalitarnego państwa ze względu na wyznawany i praktykowany przez siebie kodeks wartości.
Tendencyjność ową zaczął przełamywać Nowakowski dzięki rozważaniom autotematycznym, które pojawiły się w tomach "Portret artysty z czasów dojrzałości" (1987), "Karnawał i post" (1989) oraz w kluczowym dla tego problemu opowiadaniu "Bożydar" z tomu "Grecki bożek" (1993), w którym pisarz ulokował siebie samego na peryferiach społecznych, izolując się tym samym od wszelkiego zaangażowania i powierzając literaturze rolę przekazicielki prawd najbardziej drażliwych - samotności twórcy, biologicznego przemijania, bezwględności jako reguły współżycia społecznego.
Postawa ta była zapowiedzią serii utworów o nowej Polsce, takich jak "Homo polonicus" (1992), "Grecki bożek" (1993), "Strzały w motelu George" (1997), ukazujących Polskę przełomu lat 80. i 90. jako bazaru - miejsca, gdzie wszystko i wszyscy są do kupienia. Przeciwwagą dla tego obrazu przemiany więzi społecznych w relacje handlowe były nostalgiczne powroty do Warszawy tuż-powojennej i jej barwnego półświatka, zaludnianego przez oryginałów, dziwaków i "przestępców z klasą" ("Powidoki", 1995, 1997).
źródło: www.culture.pl
Materiał video
http://video.google.com/videoplay?docid ... 486674768#
Wywiad z Markiem Nowakowskim; TV Puls, program Pod Prąd, odc. 18
(czas trwania 42:19)
W tym programie głos mają tylko Ci, którzy w swym życiu idą "pod prąd". Autor, a zarazem prowadzący program, Jerzy Zalewski w nietypowej, niespotykanej dotąd w telewizji formie wywiadu, rozmawia z ludźmi, którzy w swym życiu nie ulegli wygodnemu nurtowi. Tym, co robili pokazali, że nieraz warto iść "pod prąd". Jerzy Zalewski będąc jednocześnie reżyserem i prowadzącym program, pozostaje jakby w cieniu. Swoje rozmowy prowadzi zza kamery, na głównym planie pozostawiając swoich gości. To oni i ich poglądy są bowiem w programie najważniejsze. To nie jest zwykły program publicystyczny. To nie jest zwykły wywiad. Jego sceneria, styl filmowania, ale przede wszystkim poruszana tematyka - czyni z "Pod prąd" audycję wyjątkową.
Bibliografia
"Ten stary złodziej", 1958.
"Benek Kwiaciarz", Warszawa: Czytelnik, 1961.
"Silna gorączka", Warszawa: Czytelnik, 1963.
"Trampolina", Warszawa: Czytelnik, 1964.
"Zapis", Warszawa: PIW, 1965.
"Gonitwa", Warszawa: Czytelnik, 1967.
"Robaki", Warszawa: PIW, 1968.
"Mizerykordia", Warszawa: Czytelnik, 1971.
"Układ zamknięty", Warszawa: PIW, 1972.
"Książę nocy", Warszawa: PIW, 1978.
"Śmierć żółwia", Warszawa: Czytelnik, 1973.
"Wesele raz jeszcze", Warszawa: PIWP, 1974.
"Chłopiec z gołębiem za głowie", Warszawa: PIW, 1979.
"Raport o stanie wojennym " (1982 - 1984), Białystok: Versus, 1990.
"Notatki z codzienności (grudzień 1982 - lipiec 1983)", Warszawa: Czytelnik, 1993.
"Dwa dni z aniołem" (1984), Poznań: Kantor Wydawniczy SAWW, 1990.
" Wilki podchodzą ze wszystkich stron" (1985), Warszawa: PIW, 1990.
"Grisza, ja tiebia skażu" (1986), Poznań: SAWW, 1990.
"Portret artysty z czasów dojrzałości", Warszawa: Iskry, 1989.
"Karnawał i post", Warszawa: Nowa, 1989.
"Homo polonicus", Warszawa: Pomost, 1992.
"Powidoki", Warszawa: Alfa Wero 1995.
"Strzały w motelu George", Warszawa: Most, 1997.
"Empire", Warszawa: Twój Styl, 2001.
"Mój Słownik PRL-u", Warszawa: Alfa-Wero, 2002.
"Opowiadania uliczne", Warszawa: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, 2002.
"To wolny kraj", Warszawa: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, 2004.
"Nul", Warszawa: Alfa, 2004.
"Stygmatycy", Warszawa: Prószyński i S-ka, 2005.
"Nekropolis", Warszawa: Świat Książki, 2005.
"Sierota Europy", Warszawa: Alfa-Wero, 2006.
"Gdzie jest droga na Walne?", Warszawa: PIW, 2007.
"Syjoniści do Syjamu. Zapiski z lat 1967-1968", Warszawa: Świat Książki, 2009.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 12:00-15:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Marek Nowakowski urodził się w 1935 roku w Warszawie, jest jednym z najpłodniejszych prozaików polskiej literatury powojennej, mistrzem małych form narracyjnych, twórcą realizmu peryferyjnego.
Debiutował w 1957 r. opowiadaniem "Kwadratowy" na łamach "Nowej Kultury", które sygnalizowało - potwierdzony przez zbiory opowiadań "Ten stary złodziej" (1958) i "Benek Kwiaciarz" (1961) - pierwszy obszar ukazywanej przez pisarza peryferyjności. Był to świat marginesu, lumpów, prostytutek, doliniarzy i paserów, żyjących na marginesie spraw i kodeksów "normalnego" społeczeństwa. Półświatek ten stanowił tyleż przedmiot opisu, co fascynacji twórcy ze względu na - opiewaną niczym w "Tortilla Flat" Steinbecka - barwność: lump i jego subkultura charakteryzowali się, w ujęciu Nowakowskiego, okrucieństwem, ale i rygorystycznym respektowaniem własnego kodeksu, niezależnością wobec ideałów mieszczańskiego dorobku, ale i solidarnością wewnętrzną.
W kolejnych tomach (powieść "Trampolina", 1964; zbiory opowiadań "Silna gorączka", 1963; "Zapis", 1965; "Gonitwa", 1967; "Mizerykordia", 1971; "Układ zamknięty", 1972; "Śmierć żółwia", 1973) pisarz poszerzył krąg peryferyjności: umieścił w nim - obok bohaterów dotychczasowych - także ludzi przeciętnych, zwykłych, nieważnych (urzędnik, sklepikarz), którzy wiodą żywot na swoją miarę, do momentu, gdy doświadczają poczucia "osaczenia" - poczucia absurdalności norm, którym się podporządkowali i które nie pomagają odpowiedzieć na najważniejsze pytania egzystencjalne. Odkrywszy swoje położenie wewnątrz "układu zamkniętego" wychodzą z niego, trafiając na peryferie, gdzie - wolni od dotychczasowych rygorów - mogą, stopniowo pogrążając się w abnegację (lub w alkoholizm, psychiczne obsesje czy utracjuszostwo), dążyć do autentyczności rozumianej przez pisarza w tym zakresie jako istnienie bezcelowe.
Literacko najdoskonalszym i poznawczo najbardziej odkrywczym utworem tamtego okresu było opowiadanie "Wesele raz jeszcze" (1974), w którym Nowakowski, wykorzystując motyw wesela, jeden z kluczowych w literaturze polskiej, ukazał reguły sprawowania władzy w wymiarze małomiasteczkowym, a także pragmatyzm postaw społecznych, który unieważnia tradycję i niszczy wszelkie kodeksy wartości. Poetyka realizmu peryferyjnego pozwoliła też wyrazić Nowakowskiemu podstawowe dylematy własnego pisarstwa. Obficie przejawiający się w jego dorobku nurt autotematyczny ("Robaki"; 1968; "Książę nocy", 1972; "Chłopiec z gołębiem na głowie", 1979) zaświadcza o pojmowaniu własnej pozycji jako położenia "pomiędzy" - pomiędzy światem marginesu społecznego i centrum, do którego należy literatura, pomiędzy autentycznością lumpa i nieautentycznością ról podsuwanych przez kulturę oficjalną, pomiędzy barwnym acz dosadnym językiem półświatka i martwym językiem gazetowym czy literackim.
W tomach "Raport o stanie wojennym" (1982-1984), "Notatki z codzienności" (1983), "Dwa dni z aniołem" (1984), "Wilki podchodzą ze wszystkich stron" (1985), "Grisza, ja tiebia skażu" (1986), tomach, z których pierwszy zapewnił mu europejski rozgłos, ukazał Nowakowski - portretując codzienne życie przeciętnych obywateli - proces historyczny, w wyniku którego całe społeczeństwo znalazło się na marginesie totalitarnego państwa ze względu na wyznawany i praktykowany przez siebie kodeks wartości.
Tendencyjność ową zaczął przełamywać Nowakowski dzięki rozważaniom autotematycznym, które pojawiły się w tomach "Portret artysty z czasów dojrzałości" (1987), "Karnawał i post" (1989) oraz w kluczowym dla tego problemu opowiadaniu "Bożydar" z tomu "Grecki bożek" (1993), w którym pisarz ulokował siebie samego na peryferiach społecznych, izolując się tym samym od wszelkiego zaangażowania i powierzając literaturze rolę przekazicielki prawd najbardziej drażliwych - samotności twórcy, biologicznego przemijania, bezwględności jako reguły współżycia społecznego.
Postawa ta była zapowiedzią serii utworów o nowej Polsce, takich jak "Homo polonicus" (1992), "Grecki bożek" (1993), "Strzały w motelu George" (1997), ukazujących Polskę przełomu lat 80. i 90. jako bazaru - miejsca, gdzie wszystko i wszyscy są do kupienia. Przeciwwagą dla tego obrazu przemiany więzi społecznych w relacje handlowe były nostalgiczne powroty do Warszawy tuż-powojennej i jej barwnego półświatka, zaludnianego przez oryginałów, dziwaków i "przestępców z klasą" ("Powidoki", 1995, 1997).
źródło: www.culture.pl
Materiał video
http://video.google.com/videoplay?docid ... 486674768#
Wywiad z Markiem Nowakowskim; TV Puls, program Pod Prąd, odc. 18
(czas trwania 42:19)
W tym programie głos mają tylko Ci, którzy w swym życiu idą "pod prąd". Autor, a zarazem prowadzący program, Jerzy Zalewski w nietypowej, niespotykanej dotąd w telewizji formie wywiadu, rozmawia z ludźmi, którzy w swym życiu nie ulegli wygodnemu nurtowi. Tym, co robili pokazali, że nieraz warto iść "pod prąd". Jerzy Zalewski będąc jednocześnie reżyserem i prowadzącym program, pozostaje jakby w cieniu. Swoje rozmowy prowadzi zza kamery, na głównym planie pozostawiając swoich gości. To oni i ich poglądy są bowiem w programie najważniejsze. To nie jest zwykły program publicystyczny. To nie jest zwykły wywiad. Jego sceneria, styl filmowania, ale przede wszystkim poruszana tematyka - czyni z "Pod prąd" audycję wyjątkową.
Bibliografia
"Ten stary złodziej", 1958.
"Benek Kwiaciarz", Warszawa: Czytelnik, 1961.
"Silna gorączka", Warszawa: Czytelnik, 1963.
"Trampolina", Warszawa: Czytelnik, 1964.
"Zapis", Warszawa: PIW, 1965.
"Gonitwa", Warszawa: Czytelnik, 1967.
"Robaki", Warszawa: PIW, 1968.
"Mizerykordia", Warszawa: Czytelnik, 1971.
"Układ zamknięty", Warszawa: PIW, 1972.
"Książę nocy", Warszawa: PIW, 1978.
"Śmierć żółwia", Warszawa: Czytelnik, 1973.
"Wesele raz jeszcze", Warszawa: PIWP, 1974.
"Chłopiec z gołębiem za głowie", Warszawa: PIW, 1979.
"Raport o stanie wojennym " (1982 - 1984), Białystok: Versus, 1990.
"Notatki z codzienności (grudzień 1982 - lipiec 1983)", Warszawa: Czytelnik, 1993.
"Dwa dni z aniołem" (1984), Poznań: Kantor Wydawniczy SAWW, 1990.
" Wilki podchodzą ze wszystkich stron" (1985), Warszawa: PIW, 1990.
"Grisza, ja tiebia skażu" (1986), Poznań: SAWW, 1990.
"Portret artysty z czasów dojrzałości", Warszawa: Iskry, 1989.
"Karnawał i post", Warszawa: Nowa, 1989.
"Homo polonicus", Warszawa: Pomost, 1992.
"Powidoki", Warszawa: Alfa Wero 1995.
"Strzały w motelu George", Warszawa: Most, 1997.
"Empire", Warszawa: Twój Styl, 2001.
"Mój Słownik PRL-u", Warszawa: Alfa-Wero, 2002.
"Opowiadania uliczne", Warszawa: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, 2002.
"To wolny kraj", Warszawa: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, 2004.
"Nul", Warszawa: Alfa, 2004.
"Stygmatycy", Warszawa: Prószyński i S-ka, 2005.
"Nekropolis", Warszawa: Świat Książki, 2005.
"Sierota Europy", Warszawa: Alfa-Wero, 2006.
"Gdzie jest droga na Walne?", Warszawa: PIW, 2007.
"Syjoniści do Syjamu. Zapiski z lat 1967-1968", Warszawa: Świat Książki, 2009.
Ostatnio zmieniony 04 lip (pn) 2011, 11:03:53 przez s_wojtkowski, łącznie zmieniany 2 razy.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Marek Nowakowski: "Wesele raz jeszcze"
Przeczytałem opowiadanie "Wesele raz jeszcze" (1974) Marka Nowakowskiego
Smutne, wprost dekadenckie jest to wesele, tak jak smutne były lata 70. XX wieku w Polsce, właściwie w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zniechęcenie panuje w miastach i miasteczkach, brakuje perspektyw, w zasadzie nie ma do czego dążyć, może poza „małą stabilizacją”, która jest wszakże odpychająca dla jednostek inteligentniejszych, wrażliwszych, subtelniejszych. Rządzą więc i „dochodzą do czegoś” cwaniacy, ale nie ci wielcy, przedwojenni, eleganccy i z klasą przestępcy. Raczej drobne cwaniaczki. Bo raczej żenujące i żałosne są ich „przekręty” czy wyuzdania.
Na wsi rządzi prostactwo i kompleksy. Tu ciągle jeszcze dużą rolę w budowaniu relacji i hierarchii społecznych odgrywa siła fizyczna, ale też zamożność, będąca jednak rzadko efektem pracowitości, raczej dorobkiewiczostwa. Prawie wszyscy chodzą do kościoła, proboszcza poważają, ale nie jest to wiara - choćby w swojej prostocie - głęboka, raczej powierzchowna, bez przełożenia na praktykę i wybory życiowe.
Pognębieniu ducha towarzyszy upadek obyczajów, także w sferze seksualnej. W zasadzie wszyscy mają tu coś na sumieniu. Romanse realizowane ze względu na korzyści materialne, seks bez zobowiązań, wstydliwie i rozpaczliwie, ogólnie wyśmiewane, ale także bez żadnych uczuć głębszych realizowane pożądania homoseksualne… I alkohol. Morze alkoholu. Nie tylko na weselu.
Przy tym to ciągłe polskie udawanie i pokazywanie się. To swoiście najważniejsze – co ludzie powiedzą. Złudne i nie na serio marzone marzenia, udawana, bez prawdziwej bliskości niby-miłość (która uleczona może mogłaby to wszystko uratować), podejrzane wspomnienia dawnej wielkości i tych, którzy byli odważniejsi, ale odeszli, musieli odejść. Naród wyrzucony na margines. Z unieważnioną tradycją, bez etosu i ideałów, bez perspektyw.
- Szczurze życie! – wybuchnął. – Wszyscy zgnojeni, wszyscy zgnoić się dali. Tak, tak, pan też, ja, wszyscy, nie ma wyjątków!
- Nie rozumiem – Kierownik POM-u wzruszył ramionami i chciał odejść.
- Daliśmy się załatwić – Literat nie puścił jego rękawa. – Każdy jak niewolnik, wie pan, byli tacy galernicy, do wioseł na zawsze już przykuci.
Potrzeba tego gadania rosła w nim niepohamowanie. Patrzył na śpiącego Powstańca. Na jego usta rozchylone. Na ślinę sączącą się po brodzie. Na wąsik sterczący jak szczotka. Na ręce zwisające z ławy i nogi rozrzucone nieprzyzwoicie. Porzucona zepsuta lalka. I aż zadygotał.
- Jak tak można zrezygnować ze wszystkiego?!
- Co się czepiasz człowieka – powiedział Rysiek Urzędnik. I krzywy, nieprzychylny uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Szajba ci odbiła? Gorzała źle poszła? – mówił. – On żyje, jak trzeba, nie pojmujesz, robi, co każą, i o siebie też umie zadbać, co więcej można, nic. Nie czepiaj się człowieka – powtórzył. – Ty, lewy inkwizytor. Sam też portkami trzęsiesz, łapę ci nad papierem paraliż zatrzymuje. No nie?
- Więc gnojki z nas tylko – zgodził się Literat. – Masz rację.
- Takie już pokolenie. – Krzywy uśmiech nie opuszczał twarzy Ryśka Urzędnika. – Przetrącone w krzyżach.
Smutne, wprost dekadenckie jest to wesele, tak jak smutne były lata 70. XX wieku w Polsce, właściwie w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zniechęcenie panuje w miastach i miasteczkach, brakuje perspektyw, w zasadzie nie ma do czego dążyć, może poza „małą stabilizacją”, która jest wszakże odpychająca dla jednostek inteligentniejszych, wrażliwszych, subtelniejszych. Rządzą więc i „dochodzą do czegoś” cwaniacy, ale nie ci wielcy, przedwojenni, eleganccy i z klasą przestępcy. Raczej drobne cwaniaczki. Bo raczej żenujące i żałosne są ich „przekręty” czy wyuzdania.
Na wsi rządzi prostactwo i kompleksy. Tu ciągle jeszcze dużą rolę w budowaniu relacji i hierarchii społecznych odgrywa siła fizyczna, ale też zamożność, będąca jednak rzadko efektem pracowitości, raczej dorobkiewiczostwa. Prawie wszyscy chodzą do kościoła, proboszcza poważają, ale nie jest to wiara - choćby w swojej prostocie - głęboka, raczej powierzchowna, bez przełożenia na praktykę i wybory życiowe.
Pognębieniu ducha towarzyszy upadek obyczajów, także w sferze seksualnej. W zasadzie wszyscy mają tu coś na sumieniu. Romanse realizowane ze względu na korzyści materialne, seks bez zobowiązań, wstydliwie i rozpaczliwie, ogólnie wyśmiewane, ale także bez żadnych uczuć głębszych realizowane pożądania homoseksualne… I alkohol. Morze alkoholu. Nie tylko na weselu.
Przy tym to ciągłe polskie udawanie i pokazywanie się. To swoiście najważniejsze – co ludzie powiedzą. Złudne i nie na serio marzone marzenia, udawana, bez prawdziwej bliskości niby-miłość (która uleczona może mogłaby to wszystko uratować), podejrzane wspomnienia dawnej wielkości i tych, którzy byli odważniejsi, ale odeszli, musieli odejść. Naród wyrzucony na margines. Z unieważnioną tradycją, bez etosu i ideałów, bez perspektyw.
- Szczurze życie! – wybuchnął. – Wszyscy zgnojeni, wszyscy zgnoić się dali. Tak, tak, pan też, ja, wszyscy, nie ma wyjątków!
- Nie rozumiem – Kierownik POM-u wzruszył ramionami i chciał odejść.
- Daliśmy się załatwić – Literat nie puścił jego rękawa. – Każdy jak niewolnik, wie pan, byli tacy galernicy, do wioseł na zawsze już przykuci.
Potrzeba tego gadania rosła w nim niepohamowanie. Patrzył na śpiącego Powstańca. Na jego usta rozchylone. Na ślinę sączącą się po brodzie. Na wąsik sterczący jak szczotka. Na ręce zwisające z ławy i nogi rozrzucone nieprzyzwoicie. Porzucona zepsuta lalka. I aż zadygotał.
- Jak tak można zrezygnować ze wszystkiego?!
- Co się czepiasz człowieka – powiedział Rysiek Urzędnik. I krzywy, nieprzychylny uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Szajba ci odbiła? Gorzała źle poszła? – mówił. – On żyje, jak trzeba, nie pojmujesz, robi, co każą, i o siebie też umie zadbać, co więcej można, nic. Nie czepiaj się człowieka – powtórzył. – Ty, lewy inkwizytor. Sam też portkami trzęsiesz, łapę ci nad papierem paraliż zatrzymuje. No nie?
- Więc gnojki z nas tylko – zgodził się Literat. – Masz rację.
- Takie już pokolenie. – Krzywy uśmiech nie opuszczał twarzy Ryśka Urzędnika. – Przetrącone w krzyżach.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Vadim Makarenko w ID WSR/WSTH 17/04/2011
17/04/2011 (niedziela) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Vadim Makarenko. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym zasadom przeprowadzania oraz redagowania wywiadów.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 10:00-13:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Vadim Makarenko urodził się w 1973 roku w Brześciu na Białorusi, od 1991 mieszka w Polsce, jest absolwentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" - opisuje na jej łamach przełomowe wydarzenia i najnowsze trendy na rynku mediów, w przemyśle rozrywkowym oraz marketingu. Autor portretów medialnych magnatów (Rupert Murdoch, William Randolf Hearst, Robert Maxwell) oraz wywiadów z autorytetami światowego marketingu (Jack Trout, Philip Kotler, Wally Olins). W "Dużym Formacie" opublikował m.in. reportaże Templariusze Coca-Coli i Szpieg prawdę ci powie, za które nominowany był do prestiżowej nagrody dziennikarskiej GrandPress.
<<W „Gazecie Wyborczej” pracuję od 1998 r., a od początku 1999 r. - w dziale gospodarczym. Piszę o mediach i reklamie - jak się zmieniają, jak wpływają na nasze życie i jak my na nie wpływamy. To niesłabnące źródło ciekawych historii. A właśnie opowiadanie historii i kontakt z ludźmi, którzy zmieniają świat, są najfajniejszą częścią naszego zawodu.>>
Jako wykładowca prowadzi w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego zajęcia "Domy mediowe w Polsce".
źródła: http://wyborcza.biz, www.tajnesluzbykapitalizmu.pl
Bibliografia
Tajne służby kapitalizmu to debiut książkowy Vadima Makarenko. Materiały do niego zbierał przez dwa lata - uczestniczył w badaniach, przeprowadził dziesiątki wywiadów i przeanalizował ponad sto raportów i prezentacji badawczych.
Czy to możliwe, że Służba Bezpieczeństwa była prekursorem współczesnych badań rynkowych?
Tajne służby kapitalizmu to książka poświęcona służbom wywiadowczym firm i stosowanym przez nie metodom. Tytułowe tajne służby kapitalizmu to działy badań i marketingu dużych firm, a także pracujące dla nich firmy badawcze, agencje reklamowe i domy mediowe. To one zbierają i przetwarzają coraz cenniejsze informacje na nasz temat. W ich zbieraniu uciekają się do coraz bardziej wyrafinowanych metod, nierzadko przypominających te, którymi niecałe dwadzieścia lat temu posługiwały się służby specjalne PRL-u.
Stworzenie portretu klienta pozwala specom od marketingu dokładnie go sobie wyobrazić: jego język, motywacje zakupowe, ulubione gazety, stacje telewizyjne itp. Ważne jest wszystko: w jakiej dzielnicy mieszkamy, jakie mamy wykształcenie, jak często i gdzie robimy zakupy, czy mamy w domu zwierzęta i gdzie jeździmy na wakacje. Makarenko wyróżnił więc w książce trzy główne obszary zbierania informacji, strefy, w których jesteśmy obserwowani: dom, poza domem, pracę.
Tajne służby kapitalizmu. Skąd firmy tyle o nas wiedzą? to książka, która uświadamia nam, że inwigilacja może mieć różne oblicza.
źródło: www.tajnesluzbykapitalizmu.pl
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 10:00-13:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Vadim Makarenko urodził się w 1973 roku w Brześciu na Białorusi, od 1991 mieszka w Polsce, jest absolwentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" - opisuje na jej łamach przełomowe wydarzenia i najnowsze trendy na rynku mediów, w przemyśle rozrywkowym oraz marketingu. Autor portretów medialnych magnatów (Rupert Murdoch, William Randolf Hearst, Robert Maxwell) oraz wywiadów z autorytetami światowego marketingu (Jack Trout, Philip Kotler, Wally Olins). W "Dużym Formacie" opublikował m.in. reportaże Templariusze Coca-Coli i Szpieg prawdę ci powie, za które nominowany był do prestiżowej nagrody dziennikarskiej GrandPress.
<<W „Gazecie Wyborczej” pracuję od 1998 r., a od początku 1999 r. - w dziale gospodarczym. Piszę o mediach i reklamie - jak się zmieniają, jak wpływają na nasze życie i jak my na nie wpływamy. To niesłabnące źródło ciekawych historii. A właśnie opowiadanie historii i kontakt z ludźmi, którzy zmieniają świat, są najfajniejszą częścią naszego zawodu.>>
Jako wykładowca prowadzi w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego zajęcia "Domy mediowe w Polsce".
źródła: http://wyborcza.biz, www.tajnesluzbykapitalizmu.pl
Bibliografia
Tajne służby kapitalizmu to debiut książkowy Vadima Makarenko. Materiały do niego zbierał przez dwa lata - uczestniczył w badaniach, przeprowadził dziesiątki wywiadów i przeanalizował ponad sto raportów i prezentacji badawczych.
Czy to możliwe, że Służba Bezpieczeństwa była prekursorem współczesnych badań rynkowych?
Tajne służby kapitalizmu to książka poświęcona służbom wywiadowczym firm i stosowanym przez nie metodom. Tytułowe tajne służby kapitalizmu to działy badań i marketingu dużych firm, a także pracujące dla nich firmy badawcze, agencje reklamowe i domy mediowe. To one zbierają i przetwarzają coraz cenniejsze informacje na nasz temat. W ich zbieraniu uciekają się do coraz bardziej wyrafinowanych metod, nierzadko przypominających te, którymi niecałe dwadzieścia lat temu posługiwały się służby specjalne PRL-u.
Stworzenie portretu klienta pozwala specom od marketingu dokładnie go sobie wyobrazić: jego język, motywacje zakupowe, ulubione gazety, stacje telewizyjne itp. Ważne jest wszystko: w jakiej dzielnicy mieszkamy, jakie mamy wykształcenie, jak często i gdzie robimy zakupy, czy mamy w domu zwierzęta i gdzie jeździmy na wakacje. Makarenko wyróżnił więc w książce trzy główne obszary zbierania informacji, strefy, w których jesteśmy obserwowani: dom, poza domem, pracę.
Tajne służby kapitalizmu. Skąd firmy tyle o nas wiedzą? to książka, która uświadamia nam, że inwigilacja może mieć różne oblicza.
źródło: www.tajnesluzbykapitalizmu.pl
Ostatnio zmieniony 04 lip (pn) 2011, 11:00:42 przez s_wojtkowski, łącznie zmieniany 4 razy.
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Wywiady Vadima Makarenko
Fragmenty wywiadów Vadima Makarenko
Ludzie od marketingu nie mówią prawdy
Światowej sławy guru marek Wally Olins o reklamie, zaufaniu i etyce
Vadim Makarenko: W 1994 r. powiedział Pan w wywiadzie dla dziennika "The Times": "Dni, w których jedyną rolą korporacji było robienie pieniędzy, już się skończyły. Firmy stały się zbyt mocne. Następnym i nieuniknionym krokiem jest nagłaśnianie swego punktu widzenia". Czy wciąż Pan uważa, że właśnie tak powinno być? Niektórzy twierdzą, że firmy z tym przesadzają.
Wally Olins: Tak. Myślę, że współpraca stała się bardzo ważnym czynnikiem w życiu kapitalistycznych społeczeństw. I firmy nie mogą zwyczajnie założyć, że są tylko maszynkami do robienia pieniędzy. Dziś spółki są poddawane wyjątkowo silnej presji. Inwestor z londyńskiego City chce, żeby firma przynosiła zyski, i to jak najwyższe. Pracownik firmy chce być świetnie wynagradzany i mieć jak najlepsze warunki pracy. Klient z kolei chce mieć tani produkt i, co ważne, produkt wysokiej jakości. A do tego dochodzą organizacje ekologiczne, które domagają się od firm dobrego traktowania środowiska. Wszystkie te naciski są ze sobą sprzeczne. Chcesz osiągać bardzo duże zyski bardzo szybko? To nie płać ludziom zbyt dużo i nie przejmuj się środowiskiem, bo to najszybsza droga. Jeżeli firma weźmie sobie do serca protesty obrońców przyrody i zacznie produkować ekologicznie, to produkt może być znacznie droższy. A kto to kupi? Jeżeli tak się stanie, akcjonariusze będą niezadowoleni, a konkurencja przyjdzie do producenta z ofertą przejęcia. Współpraca jest ważna, ponieważ pozwala zrównoważyć te sprzeczności.
Na świecie szerokim echem odbiła się książka "No logo". Jej autorka atakuje wielkie korporacje, ich strategie badawcze i marketingowe oraz wykorzystywanie taniej siły roboczej w krajach Trzeciego Świata. Co Pan o tym myśli?
Sądzę, że Naomi Klein jest wyjątkowo inteligentną i bardzo uwodzicielską pisarką. Książka jest niezwykle ciekawa, ale wcale nie atakuje samych marek, lecz współpracę między nimi. Ona atakuje globalny system, nie oferując żadnej alternatywy, i nie mówi, co powinno być zrobione zamiast tego wszystkiego. To interesująca, ale całkowicie destrukcyjna praca.
A więc Klein krytykuje ideę współpracy, którą Pan lansuje?
Nie tylko. Ona zakłada, iż my jesteśmy tak głupi, że kupimy wszystko, co nam wciskają. To nie jest dobre, bo obraża ludzki intelekt. Jej książka mówi: "Jesteś takim głupcem, że dasz się namówić do picia coca-coli, nawet jeśli jej nie lubisz. Można cię przekonać do kupowania rzeczy, których nie chcesz i nie potrzebujesz, bo nie rozumiesz, co czynisz". Ja w to nie wierzę. Zawsze uważałem i uważam, że kupujemy tylko te produkty, których chcemy i które lubimy. Wydaje mi się, że autorce "No Logo" trudno zaakceptować fakt, że ludzie po prostu lubią coca-colę.
No nie. Ona podkreśla, że są konsumenci całkowicie świadomi decyzji, które podejmują. I nie jesteśmy wcale głupi.
Czy ja powiedziałem, że takich ludzi nie ma? Załóżmy, że kupuję butelkę wody. Mieszkam w Anglii i kupuję wodę ze Szkocji, Walii czy Francji. Wiem doskonale, że jak zdejmę z butelek nakrętki i wyleję te wody do szklanek, to ich nie rozróżnię. No, może trochę... Więc dlaczego płacę za wodę, której nie rozróżniam? Czy to oznacza, że jestem głupi? Wcale nie. Kupowanie takiej wody mnie bawi, to jest przyjemne, lubię to. I chcę to robić. A Naomi Klein zakłada, że producent ma nad nami całkowitą władzę. To nie jest tak, bo możemy przestać kupować jego produkty. Pan odejdzie, ja odejdę, jeszcze parę osób odejdzie... A jeżeli takich jak nas będą tysiące albo miliony osób, firma przestanie istnieć. To nie firma rządzi, ale konsument. Na pewno nie żyjemy w świecie totalitarnym, w którym jakaś grupa firm dyktuje nam, jak mamy się zachowywać.
Czy wobec tego czeka nas gwałtowny rozwój ruchów antykorporacyjnych i antyglobalistycznych?
Tak, oczywiście.
Dlaczego? Skąd ten bunt? Chyba nie z powodu jednej książki?
Na pewno nie. Dzieje się tak dlatego, że ludzie mają krytyczne przemyślenia na temat kapitalizmu. Bo niewątpliwie możemy powiedzieć o tym systemie, że jest chciwy, samolubny i stymuluje w ludziach właśnie takie zachowania. To prawda. Przy wszystkich swych wadach kapitalizm jest samoregulującym się systemem i to jest cenne, bo to jednak ludzie decydują o losach firm. Pracowałem w wielu dużych firmach i zauważyłem pewną prawidłowość. Gdy firma zaczyna myśleć, że sama nad wszystkim znakomicie panuje, to jest początek jej upadku.
Jest pogląd, że młodzież czuje się zmęczona dużymi, mocnymi i bardzo prestiżowymi markami. Młodzi szukają czegoś nowego - mniejszego i skromniejszego. Czy nie oznacza to, że duże marki są w tarapatach?
Wbrew pozorom jedno nie neguje drugiego. Pokolenie lat 70. było buntownicze, wyzwolone, długowłose i nosiło dżinsy Levi's. To była ich marka. Dzisiejsza młodzież odbiera Levi's jako markę nudną i zbyt tradycyjną. Dlaczego? Bo ich rodzice nosili levisy! To prawda, w marketingu wiele się zmienia, ale natura ludzka jest na ogół ta sama. Pokolenie dzieci odrzuca modę pokolenia ojców i tworzy coś własnego albo to samo, co było, tylko inaczej. W Polsce macie teraz pierwsze pokolenie, które po raz pierwszy od wielu lat widzi różnorodność produktów i marek. To sprawia przyjemność. Natomiast kolejne pokolenie powie zapewne, że nie warto zbyt mocno koncentrować się na rzeczach materialnych i trzeba pomyśleć o dobroczynności, ludziach chorych i biednych. A marki są wykorzystywane i będą wykorzystywane w coraz większym stopniu na wszystkich tych obszarach. Niektóre z największych na świecie marek nie sprzedają niczego, np. Czerwony Krzyż.
Czerwony Krzyż?
Tak. Lekarze bez Granic, Amnesty International, Christian Aid - to są wspaniałe marki. Jest jeszcze coś ważnego, o czym Naomi Klein nie wspomniała w swojej książce, bo nawet nie pomyślała o tym. Otóż komercyjne marki są mieszanką funkcji i emocji. Kupujesz markę nie tylko z potrzeby, ale też dlatego, że ją lubisz. Rzecz niesie ze sobą jakiś ładunek emocjonalny. Marki organizacji dobroczynnych są pozbawione tej półkuli funkcjonalnej i są czystą emocją. Można by powiedzieć, że człowiek wydaje pieniądze na jakiś cel, ale nie dostaje nic w zamian. Jednak nie do końca, bo dostaje uczucie i dzieli się nim z innymi. Wpina sobie do klapy czerwony krzyżyk i czuje, że zrobił dobrą robotę. To ogromny prezent psychologiczny. A ty możesz coś ofiarować dopiero wtedy, gdy marka cię pociąga. (…)
(Gazeta Wyborcza nr 133, wydanie waw z dnia 09.06.2003 GOSPODARKA, str. 30; cały wywiad dostępny jest na: http://szukaj.gazetawyborcza.pl/archiwum/0,0.html)
Reklama będzie zawsze
Rozmowa z guru współczesnego marketingu Philipem Kotlerem
Vadim Makarenko: Specjaliści od marketingu i badań często mówią o śmierci klasycznej reklamy. Najmodniejsze dziś teorie głoszą, że reklamę zastąpią inne techniki, jak np. public relations, kreowanie i rozprzestrzenianie trendów czy marketing bezpośredni. Czy tak będzie?
Philip Kotler: Reklama będzie zawsze. W telewizji, radiu, prasie, na billboardach, w internecie, na poczcie i nawet w toaletach. Ci, którzy mówią o śmierci klasycznej reklamy, tak naprawdę rozpaczają nad spadającą skutecznością reklamy telewizyjnej. 30-sekundowe spoty telewizyjne działają coraz słabiej. Wielu konsumentów nie pamięta, czy oglądało konkretny spot, bo potok reklam jest zbyt duży, a tylko niektóre da się zapamiętać. Ten trend w mniejszym stopniu dotyczy radia i prasy, a wynika z trzech powodów: ludzie coraz częściej używają innych mediów, np. internetu, jednocześnie pojawiają się nowe kanały komunikacji marketingowej znajdujące się poza mediami, a konsument ma coraz mniej wolnego czasu.
Które ze zjawisk jest Pana zdaniem największym wyzwaniem dla współczesnego marketingu?
Moim zdaniem globalizacja, która narzuca nasilającą się konkurencję cenową z tanimi wyrobami z Azji. Europejskie i amerykańskie firmy, które chcą dyktować wyższe ceny, muszą wytwarzać lepsze produkty, ale w każdej chwili mogą być one skopiowane przez konkurentów. W efekcie klient w sklepie otrzymuje coraz bardziej podobne do siebie wyroby i dokonuje prostego wyboru, kupując najtańszy z nich. Antidotum, które oferuje w takiej sytuacji marketing, to stworzenie produktowi wyjątkowej oprawy graficznej i wizerunkowej, której konkurencja nie może skopiować. To wymaga umiejętności w zakresie budowania marek.
Czy chińskie firmy są skuteczne w budowie swoich marek za granicą?
Właśnie z tym mamy teraz do czynienia! Najlepszym przykładem tego zjawiska jest Haier produkujący sprzęt gospodarstwa domowego. Tej firmie już udało się rozwinąć dystrybucję swoich produktów w sieciach
sklepów z elektroniką w całej Europie i USA. Skrzydła rozwija również producent komputerów Lenovo. Moim zdaniem już niedługo Chiny będą mogły na całym świecie pochwalić się kilkoma silnymi markami.
Takie spółki, jak Google, Microsoft czy Yahoo, mają problemy wizerunkowe z powodu swojej działalności w Chinach. Politycy, media w Europie i Stanach Zjednoczonych krytykują ich współpracę lub co najmniej chęć przypodobania się tamtejszym władzom. Czy uważa Pan ruchy tych firm za rozsądne?
Nikt nie jest szczęśliwy z tego powodu, że firmy te musiały w Chinach ograniczyć zakres swoich usług, żeby władze pozwoliły im wejść na rynek. Chińscy politycy muszą zdawać sobie sprawę z tego, że ich sytuacja nie jest stabilna i dlatego tamują strumień informacji płynący o obywateli. Myślę, że te wspaniałe firmy podjęły współpracę z władzami, bo w krótkim okresie działa to na ich korzyść. Co do perspektywy długookresowej to jestem przekonany, że tego rodzaju ograniczenia w Chinach zostaną poluzowane.
Doradzał Pan takim gigantom, jak IBM, Bank of America, Merck, General Electric czy Motorola. Czy problemy tych koncernów mają jakiś wspólny mianownik?
Każda z tych firm jest na swój sposób wielka bez względu na problemy, które miewa od czasu do czasu. Na przykład Merck musiał wycofać z obrotu ważny lek o nazwie vioxx, co w połączeniu z procesami sądowymi kosztowało firmy ogromne pieniądze [ten środek przeciwbólowy zwiększał ryzyko zawału serca i udaru mózgu, co spowodowało lawinę pozwów sądowych na świecie, w tym w Polsce]. Inne spółki mają się dobrze. Wspólnym problemem notowanych na giełdzie firm jest osiąganie wyników finansowych powyżej średniej rynkowej, a to jest bardzo trudne, gdy koncerny są już tak ogromne.
(więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... 26624.html)
Nie można wyjść z telewizji
Rozmowa z Ewą Góralską, dyrektor zarządzającą domu mediowego PanMedia Western
Vadim Makarenko: Po co takiej firmie jak wasza kosztowne badania etnograficzne? Przecież wiecie o widzach wszystko: znacie ich wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie i dochód, a przepływy widowni możecie śledzić z dokładnością do jednej sekundy i jednej osoby...
Ewa Góralska: Na to, jak ludzie korzystają z mediów, wpływają relacje między członkami rodziny, wielkość mieszkania, miejsce, w którym stoi telewizor, czy liczba telewizorów w domu. Takich informacji nie dają nam klasyczne badania telemetryczne. Ludzie lubią krytykować Polsat, twierdzą, że jest beznadziejną stacją, pomstują na zbyt długie przerwy reklamowe, a w tych badaniach zobaczyliśmy, że mimo to spędzają najwięcej czasu właśnie na oglądaniu Polsatu. A z innych badań wiemy, że bloki reklamowe w tej stacji nie są akurat dłuższe niż gdzie indziej. Inny przykład: są programy, które pochłaniają ludzi bez reszty, jak np. "Taniec z gwiazdami" czy mecze piłkarskie. Do tej pory sądziliśmy, że reklamy zamieszczane właśnie przy takich programach są bardziej skuteczne. Zakładaliśmy: im większe emocje, tym lepiej dla reklamodawców, bo ludzie z równym zaangażowaniem oglądają zarówno samo widowisko, jak i reklamy. A okazało się, że jest wręcz przeciwnie.
Dlaczego?
Bo im większe emocje budzi program, tym bardziej ludzie rozmawiają podczas przerwy i w ogóle nie patrzą na reklamy. Chcą wyrzucić z siebie te emocje, podzielić się nimi z członkami rodziny. To wydaje się proste i logiczne, ale trzeba zrobić szczegółowe badanie, żeby do tego dojść.
Co to dla pani znaczy?
Przede wszystkim zmienia to podejście do miejsca reklamy w bloku. W takiej sytuacji jest jasne, że pierwsza reklama jeszcze może mieć jakieś szanse, ale druga, czwarta, a już tym bardziej dziesiąta nie mają żadnych. A reklamy przy takich programach to spora inwestycja, bo stacje wysoko je wyceniają, dlatego reklamodawca powinien zadać sobie pytanie, czy warto na to wykładać pieniądze. Może lepiej umieścić produkt bezpośrednio w samym programie? Bo tzw. product placement jest odbierany dobrze.
Czy ludzie zauważają tę formę przekazu? Odróżniają ją od zwykłej reklamy?
Zauważają, ale nie odróżniają. Co więcej, gdy np. jakiś napój pojawia się w reklamie po serialu, potrafią się oburzyć i stwierdzić, że to niesprawiedliwe. Bo przed chwilą już widzieli reklamę tej marki w samym serialu! Widzowie zauważają marki w programach i je akceptują. Choć dużo zależy od tego, jak to jest wykonane. Jeśli produkt w programie jest prezentowany zbyt nachalnie, ludzie reagują agresją. Np. w jednym z seriali zbyt długo i szczegółowo pokazywano internetową ofertę TP SA. Ludzie krzyczeli, że "to po prostu skandal", że sytuacja w biurze obsługi klienta operatora trwa w życiu krócej niż w serialu i że "w życiu nikt się tak nie zachowuje". Oczywiście, marka w produkcji telewizyjnej musi być jasno pokazana, bo przecież w normalnym życiu jasno komunikujemy znajomym, że kupiliśmy sobie buty konkretnej marki, prawda? To jest naturalne i nikogo nie denerwuje. Dobrze umieszczony w filmie produkt również nie jest problemem, bo jest kawałkiem życia ludzi, którzy na co dzień kupują buty, soki, jogurty czy proszki do prania.
Czy serial może zachęcić do zakupu?
Oczywiście. Jedna z pań zobaczyła w jakimś programie stolik i powiedziała mężowi: "Widziałeś, jaki fajny? Widziałam taki w Ikei, też taki sobie kupimy". Nasza firma pracuje dla marki Suzuki i umieściliśmy to auto w kilku produkcjach, po czym dilerzy mówili nam, że do ich salonów przychodzą ludzie i proszą o "samochód, którym jeździ Magda M.". Chodziło o Suzuki Swift. (…)
(Gazeta Wyborcza nr 304, wydanie waw z dnia 31.12.2007 - 01.01.2008 GOSPODARKA, str. 28; cały wywiad dostępny jest na http://szukaj.gazetawyborcza.pl/archiwum/0,0.html)
Ludzie od marketingu nie mówią prawdy
Światowej sławy guru marek Wally Olins o reklamie, zaufaniu i etyce
Vadim Makarenko: W 1994 r. powiedział Pan w wywiadzie dla dziennika "The Times": "Dni, w których jedyną rolą korporacji było robienie pieniędzy, już się skończyły. Firmy stały się zbyt mocne. Następnym i nieuniknionym krokiem jest nagłaśnianie swego punktu widzenia". Czy wciąż Pan uważa, że właśnie tak powinno być? Niektórzy twierdzą, że firmy z tym przesadzają.
Wally Olins: Tak. Myślę, że współpraca stała się bardzo ważnym czynnikiem w życiu kapitalistycznych społeczeństw. I firmy nie mogą zwyczajnie założyć, że są tylko maszynkami do robienia pieniędzy. Dziś spółki są poddawane wyjątkowo silnej presji. Inwestor z londyńskiego City chce, żeby firma przynosiła zyski, i to jak najwyższe. Pracownik firmy chce być świetnie wynagradzany i mieć jak najlepsze warunki pracy. Klient z kolei chce mieć tani produkt i, co ważne, produkt wysokiej jakości. A do tego dochodzą organizacje ekologiczne, które domagają się od firm dobrego traktowania środowiska. Wszystkie te naciski są ze sobą sprzeczne. Chcesz osiągać bardzo duże zyski bardzo szybko? To nie płać ludziom zbyt dużo i nie przejmuj się środowiskiem, bo to najszybsza droga. Jeżeli firma weźmie sobie do serca protesty obrońców przyrody i zacznie produkować ekologicznie, to produkt może być znacznie droższy. A kto to kupi? Jeżeli tak się stanie, akcjonariusze będą niezadowoleni, a konkurencja przyjdzie do producenta z ofertą przejęcia. Współpraca jest ważna, ponieważ pozwala zrównoważyć te sprzeczności.
Na świecie szerokim echem odbiła się książka "No logo". Jej autorka atakuje wielkie korporacje, ich strategie badawcze i marketingowe oraz wykorzystywanie taniej siły roboczej w krajach Trzeciego Świata. Co Pan o tym myśli?
Sądzę, że Naomi Klein jest wyjątkowo inteligentną i bardzo uwodzicielską pisarką. Książka jest niezwykle ciekawa, ale wcale nie atakuje samych marek, lecz współpracę między nimi. Ona atakuje globalny system, nie oferując żadnej alternatywy, i nie mówi, co powinno być zrobione zamiast tego wszystkiego. To interesująca, ale całkowicie destrukcyjna praca.
A więc Klein krytykuje ideę współpracy, którą Pan lansuje?
Nie tylko. Ona zakłada, iż my jesteśmy tak głupi, że kupimy wszystko, co nam wciskają. To nie jest dobre, bo obraża ludzki intelekt. Jej książka mówi: "Jesteś takim głupcem, że dasz się namówić do picia coca-coli, nawet jeśli jej nie lubisz. Można cię przekonać do kupowania rzeczy, których nie chcesz i nie potrzebujesz, bo nie rozumiesz, co czynisz". Ja w to nie wierzę. Zawsze uważałem i uważam, że kupujemy tylko te produkty, których chcemy i które lubimy. Wydaje mi się, że autorce "No Logo" trudno zaakceptować fakt, że ludzie po prostu lubią coca-colę.
No nie. Ona podkreśla, że są konsumenci całkowicie świadomi decyzji, które podejmują. I nie jesteśmy wcale głupi.
Czy ja powiedziałem, że takich ludzi nie ma? Załóżmy, że kupuję butelkę wody. Mieszkam w Anglii i kupuję wodę ze Szkocji, Walii czy Francji. Wiem doskonale, że jak zdejmę z butelek nakrętki i wyleję te wody do szklanek, to ich nie rozróżnię. No, może trochę... Więc dlaczego płacę za wodę, której nie rozróżniam? Czy to oznacza, że jestem głupi? Wcale nie. Kupowanie takiej wody mnie bawi, to jest przyjemne, lubię to. I chcę to robić. A Naomi Klein zakłada, że producent ma nad nami całkowitą władzę. To nie jest tak, bo możemy przestać kupować jego produkty. Pan odejdzie, ja odejdę, jeszcze parę osób odejdzie... A jeżeli takich jak nas będą tysiące albo miliony osób, firma przestanie istnieć. To nie firma rządzi, ale konsument. Na pewno nie żyjemy w świecie totalitarnym, w którym jakaś grupa firm dyktuje nam, jak mamy się zachowywać.
Czy wobec tego czeka nas gwałtowny rozwój ruchów antykorporacyjnych i antyglobalistycznych?
Tak, oczywiście.
Dlaczego? Skąd ten bunt? Chyba nie z powodu jednej książki?
Na pewno nie. Dzieje się tak dlatego, że ludzie mają krytyczne przemyślenia na temat kapitalizmu. Bo niewątpliwie możemy powiedzieć o tym systemie, że jest chciwy, samolubny i stymuluje w ludziach właśnie takie zachowania. To prawda. Przy wszystkich swych wadach kapitalizm jest samoregulującym się systemem i to jest cenne, bo to jednak ludzie decydują o losach firm. Pracowałem w wielu dużych firmach i zauważyłem pewną prawidłowość. Gdy firma zaczyna myśleć, że sama nad wszystkim znakomicie panuje, to jest początek jej upadku.
Jest pogląd, że młodzież czuje się zmęczona dużymi, mocnymi i bardzo prestiżowymi markami. Młodzi szukają czegoś nowego - mniejszego i skromniejszego. Czy nie oznacza to, że duże marki są w tarapatach?
Wbrew pozorom jedno nie neguje drugiego. Pokolenie lat 70. było buntownicze, wyzwolone, długowłose i nosiło dżinsy Levi's. To była ich marka. Dzisiejsza młodzież odbiera Levi's jako markę nudną i zbyt tradycyjną. Dlaczego? Bo ich rodzice nosili levisy! To prawda, w marketingu wiele się zmienia, ale natura ludzka jest na ogół ta sama. Pokolenie dzieci odrzuca modę pokolenia ojców i tworzy coś własnego albo to samo, co było, tylko inaczej. W Polsce macie teraz pierwsze pokolenie, które po raz pierwszy od wielu lat widzi różnorodność produktów i marek. To sprawia przyjemność. Natomiast kolejne pokolenie powie zapewne, że nie warto zbyt mocno koncentrować się na rzeczach materialnych i trzeba pomyśleć o dobroczynności, ludziach chorych i biednych. A marki są wykorzystywane i będą wykorzystywane w coraz większym stopniu na wszystkich tych obszarach. Niektóre z największych na świecie marek nie sprzedają niczego, np. Czerwony Krzyż.
Czerwony Krzyż?
Tak. Lekarze bez Granic, Amnesty International, Christian Aid - to są wspaniałe marki. Jest jeszcze coś ważnego, o czym Naomi Klein nie wspomniała w swojej książce, bo nawet nie pomyślała o tym. Otóż komercyjne marki są mieszanką funkcji i emocji. Kupujesz markę nie tylko z potrzeby, ale też dlatego, że ją lubisz. Rzecz niesie ze sobą jakiś ładunek emocjonalny. Marki organizacji dobroczynnych są pozbawione tej półkuli funkcjonalnej i są czystą emocją. Można by powiedzieć, że człowiek wydaje pieniądze na jakiś cel, ale nie dostaje nic w zamian. Jednak nie do końca, bo dostaje uczucie i dzieli się nim z innymi. Wpina sobie do klapy czerwony krzyżyk i czuje, że zrobił dobrą robotę. To ogromny prezent psychologiczny. A ty możesz coś ofiarować dopiero wtedy, gdy marka cię pociąga. (…)
(Gazeta Wyborcza nr 133, wydanie waw z dnia 09.06.2003 GOSPODARKA, str. 30; cały wywiad dostępny jest na: http://szukaj.gazetawyborcza.pl/archiwum/0,0.html)
Reklama będzie zawsze
Rozmowa z guru współczesnego marketingu Philipem Kotlerem
Vadim Makarenko: Specjaliści od marketingu i badań często mówią o śmierci klasycznej reklamy. Najmodniejsze dziś teorie głoszą, że reklamę zastąpią inne techniki, jak np. public relations, kreowanie i rozprzestrzenianie trendów czy marketing bezpośredni. Czy tak będzie?
Philip Kotler: Reklama będzie zawsze. W telewizji, radiu, prasie, na billboardach, w internecie, na poczcie i nawet w toaletach. Ci, którzy mówią o śmierci klasycznej reklamy, tak naprawdę rozpaczają nad spadającą skutecznością reklamy telewizyjnej. 30-sekundowe spoty telewizyjne działają coraz słabiej. Wielu konsumentów nie pamięta, czy oglądało konkretny spot, bo potok reklam jest zbyt duży, a tylko niektóre da się zapamiętać. Ten trend w mniejszym stopniu dotyczy radia i prasy, a wynika z trzech powodów: ludzie coraz częściej używają innych mediów, np. internetu, jednocześnie pojawiają się nowe kanały komunikacji marketingowej znajdujące się poza mediami, a konsument ma coraz mniej wolnego czasu.
Które ze zjawisk jest Pana zdaniem największym wyzwaniem dla współczesnego marketingu?
Moim zdaniem globalizacja, która narzuca nasilającą się konkurencję cenową z tanimi wyrobami z Azji. Europejskie i amerykańskie firmy, które chcą dyktować wyższe ceny, muszą wytwarzać lepsze produkty, ale w każdej chwili mogą być one skopiowane przez konkurentów. W efekcie klient w sklepie otrzymuje coraz bardziej podobne do siebie wyroby i dokonuje prostego wyboru, kupując najtańszy z nich. Antidotum, które oferuje w takiej sytuacji marketing, to stworzenie produktowi wyjątkowej oprawy graficznej i wizerunkowej, której konkurencja nie może skopiować. To wymaga umiejętności w zakresie budowania marek.
Czy chińskie firmy są skuteczne w budowie swoich marek za granicą?
Właśnie z tym mamy teraz do czynienia! Najlepszym przykładem tego zjawiska jest Haier produkujący sprzęt gospodarstwa domowego. Tej firmie już udało się rozwinąć dystrybucję swoich produktów w sieciach
sklepów z elektroniką w całej Europie i USA. Skrzydła rozwija również producent komputerów Lenovo. Moim zdaniem już niedługo Chiny będą mogły na całym świecie pochwalić się kilkoma silnymi markami.
Takie spółki, jak Google, Microsoft czy Yahoo, mają problemy wizerunkowe z powodu swojej działalności w Chinach. Politycy, media w Europie i Stanach Zjednoczonych krytykują ich współpracę lub co najmniej chęć przypodobania się tamtejszym władzom. Czy uważa Pan ruchy tych firm za rozsądne?
Nikt nie jest szczęśliwy z tego powodu, że firmy te musiały w Chinach ograniczyć zakres swoich usług, żeby władze pozwoliły im wejść na rynek. Chińscy politycy muszą zdawać sobie sprawę z tego, że ich sytuacja nie jest stabilna i dlatego tamują strumień informacji płynący o obywateli. Myślę, że te wspaniałe firmy podjęły współpracę z władzami, bo w krótkim okresie działa to na ich korzyść. Co do perspektywy długookresowej to jestem przekonany, że tego rodzaju ograniczenia w Chinach zostaną poluzowane.
Doradzał Pan takim gigantom, jak IBM, Bank of America, Merck, General Electric czy Motorola. Czy problemy tych koncernów mają jakiś wspólny mianownik?
Każda z tych firm jest na swój sposób wielka bez względu na problemy, które miewa od czasu do czasu. Na przykład Merck musiał wycofać z obrotu ważny lek o nazwie vioxx, co w połączeniu z procesami sądowymi kosztowało firmy ogromne pieniądze [ten środek przeciwbólowy zwiększał ryzyko zawału serca i udaru mózgu, co spowodowało lawinę pozwów sądowych na świecie, w tym w Polsce]. Inne spółki mają się dobrze. Wspólnym problemem notowanych na giełdzie firm jest osiąganie wyników finansowych powyżej średniej rynkowej, a to jest bardzo trudne, gdy koncerny są już tak ogromne.
(więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... 26624.html)
Nie można wyjść z telewizji
Rozmowa z Ewą Góralską, dyrektor zarządzającą domu mediowego PanMedia Western
Vadim Makarenko: Po co takiej firmie jak wasza kosztowne badania etnograficzne? Przecież wiecie o widzach wszystko: znacie ich wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie i dochód, a przepływy widowni możecie śledzić z dokładnością do jednej sekundy i jednej osoby...
Ewa Góralska: Na to, jak ludzie korzystają z mediów, wpływają relacje między członkami rodziny, wielkość mieszkania, miejsce, w którym stoi telewizor, czy liczba telewizorów w domu. Takich informacji nie dają nam klasyczne badania telemetryczne. Ludzie lubią krytykować Polsat, twierdzą, że jest beznadziejną stacją, pomstują na zbyt długie przerwy reklamowe, a w tych badaniach zobaczyliśmy, że mimo to spędzają najwięcej czasu właśnie na oglądaniu Polsatu. A z innych badań wiemy, że bloki reklamowe w tej stacji nie są akurat dłuższe niż gdzie indziej. Inny przykład: są programy, które pochłaniają ludzi bez reszty, jak np. "Taniec z gwiazdami" czy mecze piłkarskie. Do tej pory sądziliśmy, że reklamy zamieszczane właśnie przy takich programach są bardziej skuteczne. Zakładaliśmy: im większe emocje, tym lepiej dla reklamodawców, bo ludzie z równym zaangażowaniem oglądają zarówno samo widowisko, jak i reklamy. A okazało się, że jest wręcz przeciwnie.
Dlaczego?
Bo im większe emocje budzi program, tym bardziej ludzie rozmawiają podczas przerwy i w ogóle nie patrzą na reklamy. Chcą wyrzucić z siebie te emocje, podzielić się nimi z członkami rodziny. To wydaje się proste i logiczne, ale trzeba zrobić szczegółowe badanie, żeby do tego dojść.
Co to dla pani znaczy?
Przede wszystkim zmienia to podejście do miejsca reklamy w bloku. W takiej sytuacji jest jasne, że pierwsza reklama jeszcze może mieć jakieś szanse, ale druga, czwarta, a już tym bardziej dziesiąta nie mają żadnych. A reklamy przy takich programach to spora inwestycja, bo stacje wysoko je wyceniają, dlatego reklamodawca powinien zadać sobie pytanie, czy warto na to wykładać pieniądze. Może lepiej umieścić produkt bezpośrednio w samym programie? Bo tzw. product placement jest odbierany dobrze.
Czy ludzie zauważają tę formę przekazu? Odróżniają ją od zwykłej reklamy?
Zauważają, ale nie odróżniają. Co więcej, gdy np. jakiś napój pojawia się w reklamie po serialu, potrafią się oburzyć i stwierdzić, że to niesprawiedliwe. Bo przed chwilą już widzieli reklamę tej marki w samym serialu! Widzowie zauważają marki w programach i je akceptują. Choć dużo zależy od tego, jak to jest wykonane. Jeśli produkt w programie jest prezentowany zbyt nachalnie, ludzie reagują agresją. Np. w jednym z seriali zbyt długo i szczegółowo pokazywano internetową ofertę TP SA. Ludzie krzyczeli, że "to po prostu skandal", że sytuacja w biurze obsługi klienta operatora trwa w życiu krócej niż w serialu i że "w życiu nikt się tak nie zachowuje". Oczywiście, marka w produkcji telewizyjnej musi być jasno pokazana, bo przecież w normalnym życiu jasno komunikujemy znajomym, że kupiliśmy sobie buty konkretnej marki, prawda? To jest naturalne i nikogo nie denerwuje. Dobrze umieszczony w filmie produkt również nie jest problemem, bo jest kawałkiem życia ludzi, którzy na co dzień kupują buty, soki, jogurty czy proszki do prania.
Czy serial może zachęcić do zakupu?
Oczywiście. Jedna z pań zobaczyła w jakimś programie stolik i powiedziała mężowi: "Widziałeś, jaki fajny? Widziałam taki w Ikei, też taki sobie kupimy". Nasza firma pracuje dla marki Suzuki i umieściliśmy to auto w kilku produkcjach, po czym dilerzy mówili nam, że do ich salonów przychodzą ludzie i proszą o "samochód, którym jeździ Magda M.". Chodziło o Suzuki Swift. (…)
(Gazeta Wyborcza nr 304, wydanie waw z dnia 31.12.2007 - 01.01.2008 GOSPODARKA, str. 28; cały wywiad dostępny jest na http://szukaj.gazetawyborcza.pl/archiwum/0,0.html)
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Robert Mazurek w ID WSR/WSTH 14/05/2011
14/05/2011 (sobota) w naszym Instytucie Dziennikarstwa gościł będzie Robert Mazurek. Poprowadzi spotkanie autorskie połączone z warsztatem dziennikarskim poświęconym sztuce pisania felietonów.
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 09:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Robert Mazurek (ur. 1971) – dziennikarz, publicysta, felietonista i podróżnik. Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Był jednym z założycieli i przez pewien czas członkiem redakcji kwartalnika Fronda. Pracował w Życiu, ale w 1998 opuścił redakcję wraz z grupą dziennikarzy (m.in. Piotrem Skwiecińskim, Piotrem Zarembą, Igorem Zalewskim).
W tygodniku Nowe Państwo pisał teksty publicystyczne i reportaże historyczne, m.in. o sprawie braci Kowalczyków, Ryszardzie Gontarzu i marcu '68. Jako pierwszy polski dziennikarz przeprowadził wywiad z mieszkającym w Szwecji sędzią stalinowskim Stefanem Michnikiem oraz byłym szefem kancelarii Bieruta Kazimierzem Mijalem.
Mazurek pracował w Nowym Państwie aż do przekształcenia tytułu w miesięcznik w 2002. Został wtedy zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika Film.
W 2003 odszedł z Filmu i został najpierw etatowym publicystą, a potem stałym współpracownikiem Wprost. W latach 2006–2009 zamieszczał felietony i cotygodniowe wywiady "Rozmowa Mazurka" w Dzienniku. Od września 2009 przeniósł je do Rzeczpospolitej.
Razem z Igorem Zalewskim stworzył w kwietniu 1998 rubrykę satyryczną "Z życia koalicji, z życia opozycji", będącą przeglądem politycznych wydarzeń tygodnia w formie krótkich, sarkastycznych i ironicznych notek. Autorzy podają w niej informacje zdobyte przez siebie, plotki polityczne oraz komentują fakty powszechnie znane. Autorzy wprowadzili też do języka publicznego kilka znanych pojęć, m.in. Telewizja Białoruska oddział w Warszawie (na określenie TVP za prezesury Roberta Kwiatkowskiego), Brunatny Robert (o Robercie Kwiatkowskim), Najsłynniejszy Polski Mulat (o Andrzeju Lepperze). To w tej rubryce po raz pierwszy opisano aferę Rywina. Rubrykę "Z życia koalicji, z życia opozycji" autorzy przenieśli do tygodnika Wprost, gdzie stała się bardzo popularna. Obecnie rubryka ukazuje się w tygodniku Uważam Rze.
W 2005 wraz z Zalewskim Mazurek prowadził w telewizyjnej Jedynce program "Lekka jazda Mazurka i Zalewskego".
Od początku lat 90. Mazurek publikował na łamach Nowego Państwa, Tygodnika Powszechnego, Rzeczpospolitej i Dziennika swoje reportaże oraz felietony z licznych podróży, zwłaszcza po krajach byłego Związku Radzieckiego, Bałkanach, Bliskim Wschodzie i Afryce.
Uczy dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. W 2010 roku został laureatem Złotej Ryby, nagrody im. Macieja Rybińskiego dla najlepszych felietonistów.
Ma żonę oraz trójkę dzieci.
[za: wikipedia.org]
Warto poczytać:
http://blog.rp.pl/mazurek/
http://farm4.static.flickr.com/3426/339 ... 09e4_o.jpg
http://niniwa2.cba.pl/mazurek_agent_wywiadu.htm
Spotkanie będzie miało miejse w godzinach 09:00-12:00 w sali nr 2.
Zapraszam na nie wszystkich studentów i absolwentów ID oraz chętnych słuchaczy WSR, nie tylko osoby, które zapisały się na najbliższy zjazd praktyczny (w sali nr 2 jest około 40 miejsc), choć oczywiście dla osób zapisanych jest to spotkanie obowiązkowe.
Robert Mazurek (ur. 1971) – dziennikarz, publicysta, felietonista i podróżnik. Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Był jednym z założycieli i przez pewien czas członkiem redakcji kwartalnika Fronda. Pracował w Życiu, ale w 1998 opuścił redakcję wraz z grupą dziennikarzy (m.in. Piotrem Skwiecińskim, Piotrem Zarembą, Igorem Zalewskim).
W tygodniku Nowe Państwo pisał teksty publicystyczne i reportaże historyczne, m.in. o sprawie braci Kowalczyków, Ryszardzie Gontarzu i marcu '68. Jako pierwszy polski dziennikarz przeprowadził wywiad z mieszkającym w Szwecji sędzią stalinowskim Stefanem Michnikiem oraz byłym szefem kancelarii Bieruta Kazimierzem Mijalem.
Mazurek pracował w Nowym Państwie aż do przekształcenia tytułu w miesięcznik w 2002. Został wtedy zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika Film.
W 2003 odszedł z Filmu i został najpierw etatowym publicystą, a potem stałym współpracownikiem Wprost. W latach 2006–2009 zamieszczał felietony i cotygodniowe wywiady "Rozmowa Mazurka" w Dzienniku. Od września 2009 przeniósł je do Rzeczpospolitej.
Razem z Igorem Zalewskim stworzył w kwietniu 1998 rubrykę satyryczną "Z życia koalicji, z życia opozycji", będącą przeglądem politycznych wydarzeń tygodnia w formie krótkich, sarkastycznych i ironicznych notek. Autorzy podają w niej informacje zdobyte przez siebie, plotki polityczne oraz komentują fakty powszechnie znane. Autorzy wprowadzili też do języka publicznego kilka znanych pojęć, m.in. Telewizja Białoruska oddział w Warszawie (na określenie TVP za prezesury Roberta Kwiatkowskiego), Brunatny Robert (o Robercie Kwiatkowskim), Najsłynniejszy Polski Mulat (o Andrzeju Lepperze). To w tej rubryce po raz pierwszy opisano aferę Rywina. Rubrykę "Z życia koalicji, z życia opozycji" autorzy przenieśli do tygodnika Wprost, gdzie stała się bardzo popularna. Obecnie rubryka ukazuje się w tygodniku Uważam Rze.
W 2005 wraz z Zalewskim Mazurek prowadził w telewizyjnej Jedynce program "Lekka jazda Mazurka i Zalewskego".
Od początku lat 90. Mazurek publikował na łamach Nowego Państwa, Tygodnika Powszechnego, Rzeczpospolitej i Dziennika swoje reportaże oraz felietony z licznych podróży, zwłaszcza po krajach byłego Związku Radzieckiego, Bałkanach, Bliskim Wschodzie i Afryce.
Uczy dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. W 2010 roku został laureatem Złotej Ryby, nagrody im. Macieja Rybińskiego dla najlepszych felietonistów.
Ma żonę oraz trójkę dzieci.
[za: wikipedia.org]
Warto poczytać:
http://blog.rp.pl/mazurek/
http://farm4.static.flickr.com/3426/339 ... 09e4_o.jpg
http://niniwa2.cba.pl/mazurek_agent_wywiadu.htm
- s_wojtkowski
- Wyrocznia WSR
- Posty: 12418
- Rejestracja: 14 sty (śr) 2004, 01:00:00
Uroczyste zakończenie roku w ID WSR/WSTH 12/06/2011
Zapraszam wszystkich członków i sympatyków
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych,
studentów, absolwentów & przyjaciół)
w dn. 12/06/2010 (niedziela)
na uroczyste posiedzenie
zamykające rok akademicki 2010/2011
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Część oficjalna rozpocznie się o godz. 15:00. Obejmie ona:
spotkanie z Gościem specjalnym, redaktorem Januszem Pichlakiem, który przez wiele lat pracował w TVP jako komentator i dziennikarz sportowy, a obecnie, jako wykładowca akademicki, prowadzi bardzo ciekawe badania z zakresu manipulacji medialnych;
wystąpienie oficjalne dyrektora ID WSR/WSTH;
podsumowanie minionego roku akademickiego dokonane m.in. na podstawie ankiet studenckich (wzbogacone prezentacją PP przygotowaną przez niezastąpioną szefową sekretariatu ID Dorotę Szymańską);
prezentację oficjalnego logo ID WSR/WSTH, które stanie się odtąd naszym znakiem rozpoznawczym;
przedstawienie planów rozwoju ID w kolejnym roku akademickim oraz prezentację kalendarza i planu zajęć na semestr jesienno-zimowy roku akademickiego 2011/2012.
W ramach części mniej oficjalnej (która rozpocznie się ok. godz. 17:00) planuję wspólny spacer do Cafe StarLight, gdzie wzniesiemy toast za udany (już drugi taki z rzędu ) rok oraz uraczymy się niebanalnym podwieczorkiem.
/-/ S. Wojtkowski
naszej społeczności akademickiej
(wykładowców, pracowników administracyjnych,
studentów, absolwentów & przyjaciół)
w dn. 12/06/2010 (niedziela)
na uroczyste posiedzenie
zamykające rok akademicki 2010/2011
w Instytucie Dziennikarstwa WSR/WSTH
Część oficjalna rozpocznie się o godz. 15:00. Obejmie ona:
spotkanie z Gościem specjalnym, redaktorem Januszem Pichlakiem, który przez wiele lat pracował w TVP jako komentator i dziennikarz sportowy, a obecnie, jako wykładowca akademicki, prowadzi bardzo ciekawe badania z zakresu manipulacji medialnych;
wystąpienie oficjalne dyrektora ID WSR/WSTH;
podsumowanie minionego roku akademickiego dokonane m.in. na podstawie ankiet studenckich (wzbogacone prezentacją PP przygotowaną przez niezastąpioną szefową sekretariatu ID Dorotę Szymańską);
prezentację oficjalnego logo ID WSR/WSTH, które stanie się odtąd naszym znakiem rozpoznawczym;
przedstawienie planów rozwoju ID w kolejnym roku akademickim oraz prezentację kalendarza i planu zajęć na semestr jesienno-zimowy roku akademickiego 2011/2012.
W ramach części mniej oficjalnej (która rozpocznie się ok. godz. 17:00) planuję wspólny spacer do Cafe StarLight, gdzie wzniesiemy toast za udany (już drugi taki z rzędu ) rok oraz uraczymy się niebanalnym podwieczorkiem.
/-/ S. Wojtkowski